Dobranoc. Wesołych Świąt.


Skończyłam.
  Można powiedzieć, że kolacje wigilijna mam przygotowaną.
Na jutro została mi tylko smażenie karpia.
Wyniosłam ostatni garnek z kapustą na taras.
Odebrałam głos politykom i dziennikarzom.
Zrobiło się cichutko.
Mr. Floyd wyjątkowo nie chrapie choć śpi. 
Kocia z Picią gapią się na mnie.
Każda w innej sprawie. Jedna chce wyjść a druga chce spać. 
A mnie się nie chce ruszyć w żadnym z tych kierunków.
 - Jutro o tym pogadamy. Dobra?  Po północy.
Nawet za płotem wyjątkowy spokój. Jeszcze nie zaczęli czy już skończyli? 
Nie ważne. Ważna jest cisza. I magia świat.
Może usłyszę Świętego Mikołaja? 
Dobranoc.




Wesołych Świąt.



Tatar z łososia


To pyszna przystawka dla amatorów surowej ryby. 
Można go także zrobić z łososia wędzonego (tylko po co?) 
lub z marynowanego. Ten ostatni jest doskonałą alternatywą zwłaszcza dla tych, 
którzy mają opory przed zjedzeniem mięsa surowej ryby.







Łosoś na tatara musi być mega świeży. Koniecznie siekany lub skrobany nożem. 
Ryby do spożycia na surowo nie mielimy! Na skutek zetknięcia z nożem i sitkiem naszych maszynek zmienia smak i zapach i nie nadaje się do jedzenia.

Najprościej podać go przyprawionego tylko grubą morska solą, białym pieprzem, skropionego oliwą z oliwek i sokiem z cytryny.
Można także przyprawić go tak jak tatara wołowego. Będzie równie smaczny, tylko wymieszany z dodatkami straci swój piękny kolor przejmując szarość musztardy.
Dlatego do swojego tatara sosy podaję oddzielnie. 
Pierwszy to słony, wyrazisty, pełen smaku umami - sos anchois.
Robię  go z dwóch surowych żółtek, utartych z czterema łyżkami oliwy i dwoma filecikami anchois.  
Drugi, to klasyczny sos do łososia gravlax - koperkowo-musztardowy, dla odmiany słodko kwaśny, przygotowuje go według tego przepisu  
Łososia doprawiam odrobiną morskiej soli i  łyżką oliwy z oliwek dosmaczając jedynie delikatnie mięso. 
Tatara podaję uformowanego w kulki (z pomocą niezastąpionej łyżką do lodów), na dużym półmisku w wianuszkach z posiekanej szalotki i marynowanych grzybków. Całość posypuję kuleczkami zielonego i czerwonego, marynowanego pieprzu. 
Dekoruje koperkiem. Na środku półmiska stawiam sosjerki z sosami. 
Wygląda apetycznie i bardzo świątecznie.
Można też podać go na maleńkich kanapeczkach z ulubionego pieczywa z dodatkiem sosu śmietanowo-chrzanowego.






Smacznego!


Akademia Kulinarnego Mistrzostwa - śledzik


Deklinacja śledzia.....
                                .......czyli śledzia przypadki.





M.

mianownik (kto? co?) Śledź. My szukamy śledzia bałtyckiego zwanego sałaką – ale są też inne, na przykład: śledź atlantycki – bliskie pokrewieństwo z tym naszym, śledź pacyficzny, śledź obły i wiele więcej. Naprawdę duży to rodzaj ryb, które śledziem się zowie.

D.

dopełniacz (kogo? czego?) Śledzia. Rybak w skupie za kilogram śledzia dostanie od 1,2 zł do 1,6 zł. W tym roku, odłowy zostały wstrzymane w połowie listopada, po przybliżeniu się do limitu 29 tysięcy ton. Tak czy inaczej, większość śledzia trafia do nas z Norwegii.

C.

celownik (komu? czemu?) Śledziowi śledź nierówny. W Rydze, w byłych hangarach cepelinów, gdzie w jednej z hal znajdował się targ rybny, widziałem najpiękniejszego śledzia – niebiesko srebrna łuska – wręcz umaszczenie – garbaty i tłusty (to pozytywnie o rybie). Po dziś dzień takiego nie widziałem: Mama moja świadkiem. Na najgorszego za to trafiłem na Brigthon Beach, w rosyjskim barku, o nazwie dla mnie z powodu zapisu nieczytelnej. Podano mi rozpadającą się substancję, zwaną tam śledziem. Śledź ten stanął mi w gardle okoniem. Na domiar złego, szaszłyk z wątróbki, którym postanowiłem ohydny smak natychmiast zmienić, okazał się być w jeszcze bardziej zaawansowanym stanie rozkładu.

B.

biernik (kogo? co?) Śledzia nie może zabraknąć na wigilijnych stołach. W wielu domach zostanie podany w zalewie octowej, w śmietanie z cebulą, w oleju. Tu zwrócę się z wielką prośbą: wypieprzmy wszystkie te wstrętne oleje i oliwy. Postarajmy się i znajdźmy na tę wyjątkową okazję – olej lniany.

N

narzędnik ((z) kim? (z) czym?) Ze Śledziem pasuje niemalże wszystko. Osobiście uwielbiam go łączyć z przyprawami korzennymi (tj. cynamonem, goździkami, gałką muszkatołową, zielem Angielskim), burakami, orzechami, bitą śmietaną z natką, śmietaną z pomidorami, czosnkiem i spirytusem, zielonym pieprzem, kaparami, rodzynkami, a ostatnio – połączenie z wędzoną gruszką było zaskakujące i dobre. Śledzie kochają się z wilgotnym razowym pieczywem. Co do świeżego śledzia, który nie stracił jeszcze głowy, a którego dostępność graniczy z cudem – wystarczy takiego połączyć z rozgrzaną patelnią, za pomocą klarowanego masła. Proszę pamiętać by zawczasu obtoczyć rybę w mące. Czysty smak można gwałcić jedynie cytryną, solą i pieprzem.

M.

miejscownik (o kim? o czym?) O śledziu co młody i w stosunkach międzyśledziowych jest powściągliwy – czyli cnotę w ławicach ocalił – mówimy matias. Taki śledź jest zazwyczaj delikatniejszy w smaku. Piszę „zazwyczaj”, bo zbyt często jesteśmy oszukiwani i kupiony przez nas śledź zdążył już zaznać uroków życia.

W.

wołacz (Ooo!) Śledziu! Przyłącz się do duetu z zimną, zmrożoną wódką! Nie bez przyczyny jest najchętniej wybieraną zagryzką w krajach gdzie pija się wódkę. Blisko jedna piąta masy śledzia to tłuszcz, a jak od zawsze wiadomo – ten sprzyja spożyciu alkoholu.

Tezę też można by postawić taką: wódkę pije się głównie w krajach, gdzie śledź występuje.


Tekst: Aleksander Baron

Świąteczne pierniczki


Napierniczyłam się okrutnie. Zrobiłam zaledwie połowę a już noc ciemna.
Za to lukier jest wszędzie. Na psim nosie i kocim ogonie. 
Nie mogę kapci odkleić od podłogi.
 Wypadająca z pustej szklaneczki cytryna złamała mi nos.
Ale co tam.
Zobaczyć uśmiech na buzi Zyzia. 
Bezcenne.








Przepis na pierniczki i lukier królewski jak zwykle stąd.







Dobranoc.


Pasztet "smarowny" z prawdziwkami


Zimowe klimaty dopadły mnie na dobre.
Ledwo skończył się smalec a ja już zabieram się za pasztet. 
Taki  smarowany, lekki, w słoiczkach - zawsze pod ręką. 
Doskonały do kanapek. Z ogórkiem kiszonym lub konserwowym. Pycha.








Najlepszy wychodzi z mięsa mieszanego z kością. Wygotowane zapewnią naszemu wyrobowi kleistość i smakowitą galaretkę. Wołowa pręga, wieprzowa golonka, żeberka lub brzuszek, drobiowe uda to optymalny skład na dobry pasztet. Koniecznie z wątróbką i suszonymi grzybami.
Mięso z dodatkiem namoczonych grzybów, liści laurowych, ziela angielskiego i jagód jałowca, zalewam wodą i gotuje na wolnym ogniu 2-3 godziny. Pod koniec gotowania dodaję wątróbkę. Rozgotowane i rozklejone mięso obieram z kości i mielę maszynką do mięsa dwukrotnie. Drugi raz przez drobne sitko. Dolewam wywar, w którym się gotowało dla uzyskania bardzo luźnej konsystencji. Doprawiam solą, mielonym pieprzem, gałką muszkatołowa i suszonym majerankiem. Wypełniam słoiki do 3/4 wysokości. Zalewam niewielką ilością roztopionego czystego smalcu. Najchętniej używam gęsiego, ale może być także wieprzowy. Zakręcam słoiki. Pasteryzuję przez trzy kolejne dni po 20-30 minut. Tak przygotowany pasztet można przechowywać w chłodzie przez 6-7 miesięcy.




Adaptacja przepisu na Thermomix



Jednorazowo maksymalnie 1 kg rozdrobnionego, ugotowanego mięsa w naczyniu
- mix 30 s / obr 5 z kopystką
Zgarnąć ze ścianek, przemieszać kopystką i powtórzyć - mix 30 s / obr 7




Steki wołowe z antrykotu na sałatce z młodego szpinaku z sosem miodowo-balsamicznym


To wykwintna i pyszna sałatka. Doskonała  przystawka a nawet małe, letnie danie główne. Pod jednym warunkiem. Że uda nam się usmażyć dobre steki.
Soczyste a zarazem delikatne i kruche - to nasz ideał.
Niestety. Jak to z ideałem bywa, nie jest o niego łatwo. 
Zwłaszcza z rodzimej wołowiny. Chyba, że z sezonowanej.
Zatem co możemy zrobić aby zjeść wymarzony stek z wołowiny kupionej tuż za rogiem?
Jeśli nie jest to polędwica, z którą nie powinniśmy mieć raczej problemu nawet bez marynaty, tylko antrykot lub rostbef wtedy musimy mięso odpowiednio przygotować czyli popularnie mówiąc - skruszyć
Najlepiej do tego celu służy marynata na bazie octu. Najprostszym sposobem jest użycie dobrej musztardy. Można też zrobić doskonałą marynatę z mieszanki octu balsamicznego i oliwy z oliwek. Wystarczy posmarować nią steki i odłożyć do lodówki.
Czas przebywania mięsa w marynacie uzależniony jest od wielkości kawałka. Pojedyncze steki o wadze 300-350 g marynujemy ok godziny. Przed smażeniem mięso osuszamy dokładnie ręcznikiem papierowym. Smażymy na sklarowanym maśle lub grillujemy na bardzo silnym ogniu ok 1 minuty z każdej strony, tak aby mięso się zamknęło. Teraz dopiero posypujemy je grubą solą, najlepiej morską i grubo mielonym pieprzem. Resztę zrobi piekarnik rozgrzany do temp 200 st w ciągu 5 do 7 min. Bardzo ważne dla naszego steku jest to żeby po wyjęciu z piekarnika chwilkę odpoczął. Pozwólmy mu więc na 3 minuty leżakowania. Teraz już można go pokroić.

Plastry mięsa układamy na liściach surowego, młodego szpinaku w towarzystwie pomidorków koktajlowych, plasterków świeżej cytryny, posypujemy oliwkami i płatkami parmezanu lub koziego sera, skrapiamy sosem i zajadamy popijając czerwonym winem.






Sos miodowo-balsamiczny przygotowujemy z:

2 łyżek miodu,
2 łyżek sosu sojowego,
4 łyżek octu balsamicznego z Modeny,
2 łyżek oliwy z oliwek.
Doskonałym uzupełnieniem sałatki jest 1 łyżeczka ziarenek marynowanego zielonego lub czerwonego pieprzu.



Więcej o wołowinie tutaj:  Akademia Kulinarnego Mistrzostwa


Akademia Kulinarnego Mistrzostwa - rillettes


Za tą wyrafinowaną francuską nazwą kryje się chwackie danie mięsne, tłuste i bezpretensjonalne. Świetnie pasuje do klimatu polskiego schroniska i zaspokoi głód każdego strudzonego narciarza




Rillettes z boczku, kaczki i gęsi

Kiedy zmęczeni i zziębnięci wracaliśmy po nartach na naszą kwaterę, pierwszy głód zaspokajaliśmy pajdą chleba ze smalcem, który ojciec usmażył nam na wyjazd. Smalec ze skwarkami, cebulką i jabłkiem, pachnący majerankiem, towarzyszył mi zawsze w Korbielowie, Szczyrku i Zakopanem. Gdybym urodziła się we Francji i jeździła do Les Trois Vallées, ojciec pewnie szykowałby rillettes. Tak jak swojski smalczyk rillettes jest tłuszczową bombą energetyczną, przechowuje się świetnie, łatwo się smaruje i dobrze wchodzi zimą.

Pokrojone w paski mięso gotuje się powoli w wieprzowym lub gęsim smalcu przyprawione solą, pieprzem, jałowcem, goździkami, zielem angielskim i listkiem laurowym, podlane winem lub rosołem. Po czterech godzinach w garnku mięso niemal się rozpada. By tłuszcz dobrze wniknął pomiędzy mięsne włókna, trzeba je porozdzielać widelcem. Utworzą potem miękką, soczystą, kremową masę z zaznaczoną fakturą. Gdy płynne rillettes przelewa się do słoika, tłuszcz wypływa na powierzchnię, tworząc konserwującą przykrywkę. Bez lodówki wytrzymuje kilka tygodni. Rozsmarowane na chlebie, posypane posiekaną szalotką i świeżo zmielonym pieprzem, podane z korniszonami idealnie uzupełnia szklankę młodego wina albo piwa. A nawet herbatę z prądem.

W ten sposób przerabia się surowy wieprzowy boczek, uzupełnia go karkówką, dodaje mięso gęsi, kaczek lub królików, tworzy rillettes jednorodne lub mieszane. Można też mięso lekko zawczasu zamarynować, nasolić, obłożyć czosnkiem. Do smażenia dodać marchew i cebulę; usunąć je po ugotowaniu. Zestaw przypraw warto poszerzyć o gałkę muszkatołową, imbir w proszku, tymianek. Czasami do garnka wrzuca się mięso wraz z kośćmi, np. wieprzowe żeberka, by potem starannie kości usunąć, wierząc, że wzbogaciły smak całości. Kiedy ostatecznie uzupełniamy przyprawy, możemy do gotowej pasty dorzucić ziarna zielonego pieprzu z zalewy lub obrane ze skórki laskowe orzechy. Francuzi szczycą się sześciusetletnią tradycją przygotowywania rillettes, nie dziwi więc mnogość receptur. Istnieją nawet rillettes z ryb, choć w tym wypadku metoda przygotowywania się zmienia. Rybę surową gotuje się klasycznie w wywarze warzywnym z białym winem. Następnie czyści z ości i uciera z bardzo tłustą, gęstą śmietaną i przyprawami. Ponieważ smak ryby jest subtelny, często zostaje wzmocniony rozdrobnioną na włókna rybą wędzoną. Łosoś i pstrąg królują, makrela, tuńczyk i węgorz aspirują.

Najlepsza śmietana do tego dania to 40-proc. kwaśna śmietana. Jeżeli nie jest dostępna, można ją zastąpić puszystym kremowym serkiem połączonym z masłem. Krem z ryb doprawia się papryką cayenne, szczypiorem, koprem, skórką i sokiem z cytryny. Ważne, by faktura nie była gładka, by czuć rozpływające się w ustach włókna. Zazwyczaj za pomocą dwóch łyżek formuje się rybne rillettes w łezki i serwuje z grzankami z jasnego pieczywa.

Jednak do narciarstwa zdecydowanie bardziej pasuje rillettes mięsne - tłuste, chwackie i zdecydowane. Żeby zdjąć z niego odium wyrafinowanej kuchni francuskiej i przysposobić do klimatu schroniska na Kalatówkach, można używać spolszczonej nazwy ryjeta.

Rillettes z boczku, kaczki i gęsi

800 g surowego boczku wieprzowego
1 pierś kacza
1 pierś gęsia
500 g gęsiego smalcu
200 ml białego wina
6 ząbków czosnku pociętych w plasterki
10 pokruszonych ziaren jałowca
10 pokruszonych ziaren ziela angielskiego
10 goździków
pół łyżeczki mielonego imbiru
pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
5 listków laurowych
sól, pieprz

Poprzedniego dnia mięso natrzeć solą, pieprzem i resztą przypraw, wstawić do lodówki. Gęsi smalec rozpuścić. Mięso pokroić w nieduże paski wzdłuż włókien i razem z winem i przyprawami dodać do smalcu. Całość wymieszać, ciasno przykryć przykrywką i gotować na małym ogniu przez trzy-cztery godziny. Zdjąć przykrywkę i gotować dalej, mieszając od czasu, do czasu. Kiedy tłuszcz z boczku się wytopi, a mięso będzie zupełnie miękkie, wyłączyć gaz i lekko ostudzić. Wylać zawartość na cedzak, zachowując spływający tłuszcz. Usunąć listki i goździki, mięso podzielić palcami na pojedyncze włókna. Następnie układać je luźno w słoikach lub gliniakach. Ustany w misce zebrany tłuszcz wlewać do mięsa powoli, uważając, by nie wymieszać go z resztkami przypraw, które zebrały się na dnie. Dobrze schłodzić. 
Podawać do chleba.


tekst; Agnieszka Kręglicka


Wariacje na temat - vichyssoise


Uwielbiam takie potrawy, na których można "pomajstrować"
Stała, dobra baza, kochająca zmieniające się dodatki. Takie stare na nowe.
A to właśnie jest doskonała materia na nasze przeróbki. Cudowna vichyssoise.
Zupa orkiestra. Zagra do wszystkiego.
Na co dzień i od święta.






Dzisiaj kolejna metamorfoza tej pysznej zupy. Tym razem w kierunku - zupa rybna.
 Najszybsza i najprostsza jaka znam. Taki chowder dla zapracowanych.
Jednocześnie bardzo smaczna i kremowa, jak wszystkie zupy na tej bazie!
W dodatku o delikatnym aromacie wędzonej ryby.

Potrzebne nam będą:

300 g wędzonego dorsza
pół pęczka świeżego koperku lub szczypiorku

i

Zupa baza:

2 łyżki, najlepiej sklarowanego masła
4 średnie ziemniaki
4 średnie pory
4 łodygi selera naciowego
1 cebula
2 litry bulionu warzywnego
250 ml śmietanki kremówki 30/36%
sól, pieprz


 Na maśle podduszam pokrojonego  w plastry pora i selera naciowego i cebulkę.
Dodaję ziemniaki pokrojone w kostkę i zalewam bulionem. Gotuje do miękkości.
Całość miksuję na gładki krem. Dodaję śmietanę. Przecedzam przez sito celem pozbycia się włóknistych części pora lub selera. Ponownie wstawiam na gaz. Wrzucam wędzoną rybę. Chwilę podgrzewam nie doprowadzając do wrzenia.
Doprawiam solą i białym pieprzem.

Zupę posypana koperkiem podaję z bagietką.

Jeszcze zupa nie zniknęła z talerza,  a już mi po głowie chodziła kolejna metamorfoza.
A jak by tak łosoś zamiast dorsza, kilka krewetek, chrupkie migdały, francuski paluch.....
i Gosia z Wiesiem?   


Granola



Granola to rodzaj płatków śniadaniowych. Zjadamy ją z mlekiem 
lub jogurtem na śniadanie.
Czasem posypuję nią owoce i zapiekam.
Najsmaczniejsza jest własnej roboty. Robi się ją szybko i przechowuje długo.
A co najważniejsze można ją zrobić z ulubionych składników w dowolnej konfiguracji.
Ważne są tylko proporcje suchych do mokrych. 
Z podanej ilości składników otrzymujemy ok 2 kg granoli.






A oto przepis:


1 kg płatków owsianych - to podstawa 
Reszta do wyboru.
250 g nasion słonecznika lub dyni.
250 g zarodków pszenicy, siemienia lnianego lub sezamu. 
250 g orzechów laskowych, ziemnych, włoskich, migdałów lub płatków kokosowych 
250 g suszonych owoców - rodzynków, żurawiny, śliwek, moreli, bananów, jabłek. 
1/2 szklanki miodu, syropu klonowego lub cukrowego 
1/2 szklanki oliwy z oliwek lub orzechów, 1 łyżeczka soli 
1 łyżeczka mieszanki przypraw - cynamon, anyż, goździki, wanilia, gałka muszkatołowa. 

Wszystkie składniki z wyjątkiem owoców mieszamy i układamy na blasze. 
Pieczemy w piekarniku w temp. 150 stopni 40-50 min.
Po wystudzeniu kruszymy na drobne kawałki, dodajemy owoce.
Łasuchy mogą dodać wiórki czekoladowe.

Pyyycha!!!

Przechowujemy w puszkach lub słojach do wyczerpania zapasów.
Zapewniam, że nie trwa to długo.


Akademia Kulinarnego Mistrzostwa - frytki






Frytki

Namiętność do nich nie musi ograniczać się do ziemniaków. Pasternak, marchew, korzeń selera, brukiew, pataty również mogą przeobrażać się w połyskujące rumieńcem, apetyczne słupki

Frytki, hamburgery, pizza, francuskie ciastka przestałyby nas tuczyć, gdybyśmy wrócili do samodzielnego ich przygotowywania. Zrobienie tych potraw właściwie, domowym sposobem, wymaga wysiłku i nie ma mowy, byśmy decydowali się na nie tak często jak wtedy, gdy przemysł podsuwa nam je tanio w barach szybkiej obsługi lub w postaci gotowych mrożonek. Idąc na łatwiznę, nie dość, że wpędzamy się w kłopoty zdrowotne, to zadowalamy się gorszym smakiem. Zróbmy sobie frytki w domu, poczujmy prawdziwą przyjemność i pożegnajmy się raz na zawsze z ofertą spożywczych koncernów.

Pierwszy krok to znalezienie właściwej odmiany ziemniaków. Niestety, niewiele sklepów rozróżnia odmiany, a nam potrzebne są te wysokoskrobiowe. Szukajcie odmian: syrena, żagiel, zebra, ursus, czapla, russet, russet burban
Kupcie bańkę świeżego oleju rzepakowego, bo ten najlepiej znosi wysokie temperatury. Frytki gotowce zazwyczaj nasączane są wiecznie żywymi tłuszczami trans, a to samo zło i niestety na etykiecie nie znajdziecie informacji o tym. Ziemniaki dokładnie wyszorujcie, usuńcie oczka i części przebarwione. Nie obierajcie ich, skórka jest stylowa, podkreśla ręczną robotę, dodaje różnorodności fakturze. Pokrójcie w długie, cienkie słupki o podobnej wielkości. Będą smażyły się równo i szybko, mało tłuszczu zdąży w nie wniknąć.

Opłuczcie surowe frytki w letniej wodzie, można je w niej zostawić na chwilę, jeśli wymaga tego organizacja innych prac kuchennych. Dzięki temu nie będą się sklejały i spłukany zostanie cukier, który mógłby powodować zbyt szybkie rumienienie się powierzchni.

Rozgrzejcie sporo oleju w dużym, głębokim garnku. Frytki osuszcie bardzo dokładnie, to jest kluczowe! Można najpierw odwirować je w suszarce do sałaty, a potem wytrzeć do sucha ścierką. Mokre zanadto ostudziłyby olej, proces nie przebiegałby prawidłowo. Z tego samego powodu smażcie frytki partiami.

Kiedy pokrojone ziemniaki wpadają do gorącego oleju, woda w nich zawarta, najpierw ta z zewnętrznej powierzchni, zagotowuje się, skwierczy i ulatuje zamieniona w parę. Jednocześnie cząsteczki wody ze środka frytek gonią te, które wyleciały, też chcą się ulotnić. Ten ruch wyjściowy blokuje wnikanie oleju. W tym samym czasie cząsteczki skrobi powiększają się, tworząc tu, gdzie najgoręcej - na powierzchni - złocistą, chrupiącą skorupkę, a w środku zamieniając się w lekki puch. Et voila!

Restauracyjna szkoła mówi, by smażyć frytki dwukrotnie. Najpierw na blado, by ugotowały się w środku, a potem w wyższej temperaturze, by się zrumieniły. Ale myślę, że to wybieg potrzebny, by przygotować zawczasu górę półproduktu i skrócić czas oczekiwania podczas dużego ruchu. Cienkie frytki z mączystych ziemniaków smażą się szybko, łapią kolor i miękną w środku jednocześnie.

Gdybyśmy użyli ziemniaków niskoskrobiowych, które mają większą zawartość wody, jej większość nie zdążyłaby się uwolnić podczas smażenia. Chwilę po wyjęciu z oleju, sztywne i chrupiące, stałyby się wilgotne i sflaczałe. Niestety, kilkakrotne używanie oleju szybko obniża jego jakość, przechowywanie użytego przyspiesza jełczenie. Produkowanie takiej ilości nieekologicznego odpadu po jednorazowym frytkowym szaleństwie mnie odstręcza i dlatego przerzuciłam się na frytki pieczone. Przygotowuję ziemniaki jak wyżej, odpowiednią odmianę czyszczę, kroję i płuczę. Następnie wrzucam na chwilę do osolonego wrzątku, krótko gotuję, odcedzam i osuszam (w tym stadium mogą chwilę poczekać na gości).

Tuż przed podaniem delikatnie zwilżam je oliwą z oliwek, rozsypuję luźno na blasze i wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 230 st. C. Rumienią się momentalnie, trzeba poruszyć blachą, by je obrócić, i po chwili są gotowe. Złocistobrązowe i chrupiące z zewnątrz, puszyste w środku, pachnące delikatnie oliwą, mało tłuste, idealne. Sposób z wcześniejszym podgotowaniem warto wykorzystać nawet wtedy, jeżeli uważacie, że prawdziwa frytka musi być smażona. Wówczas do zrumienienia nie potrzeba gara oleju, wystarczy patelnia. Będzie taniej.

Namiętność do frytek nie musi ograniczać się do ziemniaków. Pasternak, marchew, korzeń selera, brukiew, pataty (na zdjęciu) można odpowiednio kroić i przeobrażać w połyskujące rumieńcem, puszyste i miękkie w środku apetyczne słupki. Dla wielu atrakcyjniejsze niż ugotowane i utłuczone na purée. Dodatek egzotycznej soli, różowej himalajskiej o grubych kryształkach, hawajskiej wędzonej dymem czy francuskiej o smaku czerwonego wina, podniesie ich prestiż. Sól smakową można też przygotować samodzielnie, ucierając gruboziarnistą w moździerzu z dodatkiem nasion kopru włoskiego, ziela angielskiego, kuminu albo pieprzu i tartej skórki limonki. A i domowy sos lepiej wypadnie jako dodatek niż keczup z plastikowej butelki. Grecki jogurt i musztarda diżońska z pieprzem i szczypiorkiem, domowy majonez zmiksowany z upieczoną papryką bez skórki, kuminem i łyżką koncentratu pomidorowego, śmietana z chile chipotle adobado z puszki, domowa remulada z selerem naciowym to propozycje ciekawsze a nieskomplikowane.

Nie obiecuję, że domowe frytki będą miały mało kalorii albo niski indeks glikemiczny, pozostaną grzesznym przysmakiem. Tym lepszym, gdy przygotowywanym rzadko i jedzonym z rozwagą.



Tekst: Agnieszka Kreglicka
fot. Arkadiusz Ścichocki, stylizacja Zuzanna Wiciejowska

Sól ziołowa


Gdy nadchodzi jesień i zaczynają się pierwsze przymrozki, ścinam  pozostałe zioła w ogrodzie i rozpoczynam "produkcję"  przypraw ziołowych. Robię mieszanki według klasycznych przepisów np: włoską czy prowansalską stosując oryginalna recepturę z regionu z którego pochodzą, ale także własne, nierzadko spontanicznie "na nosa"
Produktem ubocznym ale całkowicie zamierzonym  na bazie mieszanek ziołowych 
jest sól ziołowa.








Znakomity dodatek aromatyczny do potraw na zimno i na gorąco. Wyprodukowany ze świeżych, własnoręcznie wysuszonych i otartych ziół nie ma konkurencji.  Słoiczek takiej aromatycznej soli jest zaraz po pierniczkach najbardziej pożądanym  prezentem gwiazdkowym. Wystarczy dodać do wybranej mieszanki ziołowej soli gruboziarnistej.w proporcjach jedna miarka soli na jedną miarkę mieszanki i gotowe.
Najlepsza do tego celu jest gruboziarnista sól niejodowana do przetworów 
na przykład z Kłodawy

Oczywiście nie trzeba trzymać się ściśle receptury. 
Warto spróbować dostosować skład mieszanki do własnych upodobań. 
Użyć ziół, których aromat najbardziej lubimy lub najczęściej stosujemy.
Cudownie jest odkręcić słoiczek i poczuć zapach  letniego, 
ziołowego ogródka na zimowym talerzu.





Oliwa aromatyzowana laską wanilii



Oliwa aromatyzowana to cudowny dodatek do potraw.
Można ją dzisiaj kupić prawie wszędzie.
Ale wykonana własnoręcznie w domu daje nieograniczone możliwości w komponowaniu dowolnych składników. To trochę jak układanie bukietu w perfumach. Dobieramy składniki według własnych upodobań i fantazji. Wybieramy nutę przewodnią, do niej aromaty uzupełniające i mamy własny zapach!
W oliwie można "zatopić" prawie wszystko.
Komponując składniki najlepiej kierować się wyobraźnią i intuicją, pamiętając,
że im więcej składników tym bogatszy bukiet i intensywniejszy smak.


Zawsze podstawą jest dobra, świeża oliwa z pierwszego tłoczenia. Delikatna bez posmaku goryczy.  Dodatki mogą być dowolne.  Najlepiej suszone wtedy można  przechowywać ją dłużej.

Dzisiaj moja najbardziej ulubiona zaraz po oliwie truflowej. Oliwa waniliowa.
Wiem, że to zaskakujące zestawienie. Sama nastawiając ją miałam wątpliwości, głównie co do jej zastosowania. Dziś nie mogę się bez niej obejść. Jest fantastyczna. 
O głębokim lecz nienachalnym, ciepłym aromacie wanilii. Niezastąpiona w owocowych sałatkach z serami,  na bazie młodego szpinaku, roszponki czy rukoli. Polana nią sałatka z gruszką, kozim serem i jadalnymi kwiatami wprawiła moich gości w osłupienie i była kulinarnym wydarzeniem lata. Doskonała do makaronów, pierogów i risotto z owocami. A nawet do grzybów.
Nie stosowałam jej jeszcze tylko jako aromat do ciast, ale wydaje mi się, że będzie równie doskonała.








To przepis podstawowy:
250 ml oliwy extra virgin
laska wanilii - nacięta z jednej strony.

Oliwa pełną dojrzałość aromatu uzyskuje po 4 tygodniach.
Przechowujemy w temp. pokojowej.



Domowa kiszona kapusta


Zawsze jesienią kiszę własna kapustę. Niewiele. Tak żeby starczyło nam do Wigilii. 
Bo nie ma to jak wigilijna kapusta z grochem czy  pierogi z kapustą i grzybami
ugotowane z własnej kiszonki.
Kupuję 5 kg białej kapusty i 1 kg. marchwi u miejscowego wytwórcy. Wyciągam i szoruję kamienny garnek, pełen wspomnień i dobrych bakterii zamieszkujących jego ścianki od trzech pokoleń. Zabieram się do pracy. Szatkuję kapustę cieniutko na tzw. mandolinie, marchewkę ścieram na tarce. Umieszczam wszystko w dużej misce, solę, dodaje kminek. Mieszam lekko gniotąc kapustę  i pozostawiam na godzinę żeby puściła sok.

Następnie układam w cudownym garnku, ubijając starannie każdą warstwę. Przyciskam szklanym talerzykiem i obciążam  kamieniem - znacznie młodszym ale równie niezbędnym w zestawie do kiszenia. Kiszunia - bo tak go pieszczotliwie nazywam, otrzymał swoje imię po pewnym  znajomym kwaśnego usposobienia i kiszkowatej urody. Został odkryty w trakcie wykopalisk pod fundament naszego  domu. Wyszorowany i wygotowany, do dziś bierze czynny udział w corocznym obrządku kiszenia kapusty.

Tak przygotowaną kiszonkę przechowuje przez 3 - 4 tygodnie w temperaturze pokojowej.
Co drugi dzień podnoszę talerzyk z Kiszunią i nakłuwam kapustę drutem do robótek ręcznych nr 5 (ma odpowiednią długość) aby usunąć gazy powstające podczas fermentacji. Po tym czasie ukiszoną kapustę przenoszę do chłodnej komory 
(czyt. spiżarni) Cześć zamykam w słoikach żeby spowolnić trochę proces fermentacji. Resztę z garnka pobieram na bieżąco.

Noworoczny bigos zazwyczaj wykańcza całą zapas. W lutym kupuję kolejne 5 kg. 
i zaczynam od nowa. Aby do wiosny.

Porządkując składniki: 
Na 5 kg kapusty i 1 kg marchwi dodaję 120 g. soli kamiennej niejodowanej i 10 g kminku.








Bywa, że kiszę też kapustę w wersji "sałatkowej". Poszatkowaną i przełożoną marchewką, z kminkiem, czosnkiem, zielonym ogórkiem, układam od razu w słoikach. Nie zakręcam pokrywek i trzymam w cieple tylko tydzień. Oczywiście nakłuwam wspomnianym wcześniej drutem. Na koniec ubijam mocno drewnianą pałką, dopiero teraz zakręcam słoiki i odstawiam do komory.
Tak przygotowana kapusta kiśnie wolniej, jest delikatniejsza w smaku i znakomita do spożycia na surowo.






Pierogi z kapustą i grzybami


To kolejna odsłona pierożków wigilijnych. 
Obok ruskich, obowiązkowo na naszym stole.









Ciasto najprostsze. Takie jak do ruskich. Tylko mąka i gorąca woda. Tyle ile się "wgniecie" tak aby ciasto było miękkie i elastyczne. Rozwałkowane bardzo cieniutko. Zwykła szklanka do herbaty i można wycinać.

Farsz robię z kwaśnej, zdrowo-domowo ukiszonej kapusty z dodatkiem 
suszonych grzybów.
Grzyby moczę i obgotowuje w niewielkiej ilości wody. Wywar odlewam (można go wykorzystać do zupy grzybowej lub barszczu) i wkładam odciśniętą dobrze kapustę. Farsz nie powinien być rzadki. Gotuję mieszając ok 15 minut. Podsmażam jedną cebulkę 'na złoto", oczywiście na maśle. Wszystko razem mielę maszynką do mięsa lub drobno siekam. Doprawiam do smaku solą i pieprzem. Przygotowuję na tacy porcyjki w formie kuleczek, co bardzo przyspiesza  nakładanie farszu i lepienie pierogów.
Zlepione gotuje w osolonej wodzie 3 minuty od wypłynięcia na wierzch. 

Podaje z masłem i zieleniną lub podsmażoną cebulką (to wersja bardziej wigilijna).




Wigilijny kompot z suszu


Doskonały na zakończenie wigilijnej wieczerzy. 
Wyjątkowo aromatyczny, pełen napęczniałych, smacznych owoców. Prawdziwie świąteczny. 
Ułatwia trawienie i pomaga uporać się z zawartością przepełnionych brzuszków. 

Gotuję go dzień wcześniej z suszonych śliwek, jabłek, gruszek, moreli i żurawiny,
w ilości ok. 500 gr suszonych owoców na 2 litry wody
Dodaję kilka goździków, kawałek kory cynamonu i laski wanilii,  
kilka cienko skrojonych  skórek z cytryny i pomarańczy, parę łyżek brązowego cukru.
Odstawiam do wystudzenia.








Pierogi ruskie



To kolejna potrawa kresowa obecna w mojej kuchni.  Nie tylko na wigilię.
Pierogi ruskie jadamy chętnie przez cały rok. Wszyscy. Gotowane, odsmażane,
okraszone cebulką podsmażana na maśle (to te wigilijne), słoninką, brzuszkiem, skwarkami z wędzonego boczku, z kwaśną śmietaną, jogurtem, a nawet się wymsknęło z majonezem.







Przepisy na ciasto są różne.
Z jajkiem lub bez, masłem lub oliwą, z zimną wodą lub gorącą.
Wszystkie wypróbowałam. I tak naprawdę wszystkie są dobre.
Pod jednym warunkiem., że zrobimy ciasto naprawdę cienkie.
To jest tajemnica dobrych pierogów. Nie tylko ruskich.
Moje ciasto na pierogi ruskie robię z mąki i gorącej wody. Bez jaj, bez tłuszczu. Na oko.
Szybko zagniatam, ( ciasto na gorącej wodzie szybko schnie!),
nie pozwalam odpoczywać, maksymalnie cienko wałkuję, wykrawam kółka szklanką,
sklejam i gotuje w osolonej wodzie. Trzy minuty od wypłynięcia.

Farsz też jest prosty. Ugotowane,  zmielone lub przeciśnięte przez praskę ziemniaki,
podobnie potraktowany tłusty lu półtłusty biały ser, taki z bloku, na wagę w proporcjach  2 do 1, doprawiam do smaku solą i pierzem, tego ostatniego nie żałuję,
dodaję mocno podsmażoną na dużej łyżce masła
sporą cebulkę w ilości 1 szt na pół kg ziemniaków i ćwierć kg sera

Na wigilijnym stole świetnie "chodzą" z kapustą z grochem i smażonym karpiem.
Uwielbiam.


Karp po polsku w sosie szarym


To tradycyjna polska potrawa wigilijna. Trochę zapomniana. Trudno ją znaleźć na dzisiejszych stołach.
A szkoda, bo jest pyszna. Na słodko. W sosie z piernika, z rodzynkami i migdałami.
U mnie w tym roku na zmianę z karpiem w galarecie.

Karpia sprawiam, odcinam głowę, płetwy, ogon. Z głowy usuwam skrzela i oczy (brrr!)
Kroję w dzwonka.
Na głowie, płetwach i włoszczyźnie z dodatkiem ziela angielskiego
i liści laurowych gotuję wywar.Ok 40 min do godziny.
Po tym czasie dokładam dzwonka karpia i gotuję na wolnym ogniu 15-20 min. 
Wyciągam dzwonka. bardzo delikatnie, żeby nie porozrywać ryby, 
usuwam duże i wyczuwalne pod palcami ości. Układam na pólmisku. 
Zalewam zimnym sosem i podaje.


Sos szary z piernikiem.
Proporcje na dwa karpie.

szklanka ciemnego piwa
pół szklanki wywaru z ryby
50 g piernika (bez czekolady)
100 g migdałów bez skórki
50-100 gr rodzynek
2 łyżki masła
łyżka miodu (może być brązowy cukier)
łyżka soku z cytryny

Piernik i rodzynki moczę w piwie w oddzielnych naczyniach.
Mielę migdały. Kilkanaście pozostawiam do dekoracji
Namoczony piernik, wraz z piwem, w którym się moczył, podgrzewam na maśle.
Dodaję zmielone migdały, wywar z ryby i miksuję na gładką masę.
 Sos powinien mieć gęstość polewy czekoladowej.
Jeśli jest zbyt gęsty, rozcieńczam go piwem.
Dodaję rodzynki, miód, sok z cytryny i sól do smaku.
Całość podgrzewam do zagotowania, stale mieszając.
Odstawiam do ostygnięcia.






Inne potrawy wigilijne na:  Moja Wigilia



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...