Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia polska. Pokaż wszystkie posty

Karp po polsku w sosie szarym


To tradycyjna polska potrawa wigilijna. Trochę zapomniana. Trudno ją znaleźć na dzisiejszych stołach.
A szkoda, bo jest pyszna. Na słodko. W sosie z piernika, z rodzynkami i migdałami.
U mnie w tym roku na zmianę z karpiem w galarecie.

Karpia sprawiam, odcinam głowę, płetwy, ogon. Z głowy usuwam skrzela i oczy (brrr!)
Kroję w dzwonka.
Na głowie, płetwach i włoszczyźnie z dodatkiem ziela angielskiego
i liści laurowych gotuję wywar.Ok 40 min do godziny.
Po tym czasie dokładam dzwonka karpia i gotuję na wolnym ogniu 15-20 min. 
Wyciągam dzwonka. bardzo delikatnie, żeby nie porozrywać ryby, 
usuwam duże i wyczuwalne pod palcami ości. Układam na pólmisku. 
Zalewam zimnym sosem i podaje.


Sos szary z piernikiem.
Proporcje na dwa karpie.

szklanka ciemnego piwa
pół szklanki wywaru z ryby
50 g piernika (bez czekolady)
100 g migdałów bez skórki
50-100 gr rodzynek
2 łyżki masła
łyżka miodu (może być brązowy cukier)
łyżka soku z cytryny

Piernik i rodzynki moczę w piwie w oddzielnych naczyniach.
Mielę migdały. Kilkanaście pozostawiam do dekoracji
Namoczony piernik, wraz z piwem, w którym się moczył, podgrzewam na maśle.
Dodaję zmielone migdały, wywar z ryby i miksuję na gładką masę.
 Sos powinien mieć gęstość polewy czekoladowej.
Jeśli jest zbyt gęsty, rozcieńczam go piwem.
Dodaję rodzynki, miód, sok z cytryny i sól do smaku.
Całość podgrzewam do zagotowania, stale mieszając.
Odstawiam do ostygnięcia.






Inne potrawy wigilijne na:  Moja Wigilia



Kogel mogel z chrzanem czyli sos do wigilijnego karpia bez ości Magdy Gessler


Przepis na ten sos podobnie jak na  wigilijnego karpia bez ości  Magdy Gessler 
jest rodem z lubelszczyzny.
Słodki, puszysty, doskonały nie tylko do ryb ale także do jaj, wędlin czy warzyw.
Najlepszy ze świeżo tartym chrzanem własnej roboty.

Korzenie  chrzanu obieram i ścieram na tarce o drobnych oczkach. 
Starty zalewam schłodzonym, lekkim syropem z octu lub cytryny
W takiej postaci można go bardzo długo przechowywać  w lodówce
i używać w zależności od potrzeb z dowolnym dodatkiem.

Teraz wystarczy już tylko ukręcić puszysty kogel mogel z dwóch żółtek i cukru.
Dodać chrzan. Skosztować. Jeśli ostrość jest zadowalająca, dosolić do smaku. 
 I gotowe.









Spotkałam się z jeszcze z jedną wersją chrzanu z jajkiem pod ta samą nazwą, 
choć moim zdaniem nie ma nic wspólnego z koglem moglem. 
Ale sos jest bardzo smaczny, więc zanotowałam przepis.

Ugotować 2 jajka  na twardo  i oddzielić żółtka od białek. 
Żółtka utrzeć z miękkim masłem na puszystą masę i dodać chrzan.
Dodać drobno pokrojone białko i słodką śmietanę, doprawić solą i białym pieprzem,
Dokładnie wymieszać i można podawać.

Szynka po góralsku w piwie i miodzie


Na początek w domowej masarni szynka po góralsku. 
Doskonały przepis dla początkujących masarzy. Jest prosty i nie wymaga wędzenia.
A co najważniejsze, zawsze się udaje.
Przygotowywana  odwrotnie niż tradycyjna szynka.. 
Najpierw się ja parzy a potem pekluje.
Jak dostałam ten przepis to musiałam się upewnić czy na pewno jest to 
właściwa kolejność.
Ale efekt znakomity. Szyneczka jest wyjątkowo aromatyczna i bardzo soczysta

Przygotowania należy rozpocząć na tydzień przed podaniem.














Surowy, dwukilogramowy kawałek szynki z tłuszczem i ze skórą 
nacinam od strony skóry w kratkę lub romby,
sznuruję lub zakładam siatkę masarską i układam w garnku.
Wlewam 0,5 l jasnego piwa i tyle wody żeby płyn przykrył mięso.
Podgrzewam do czasu aż zniknie piana.
Dodaję pół szklanki miodu, pół główki pokrojonego czosnku, 
kilka liści laurowych i kilkanaście ziaren ziela angielskiego i czarnego pieprzu.
Parzę pod przykryciem 1.5 godziny w temp. 80-85 st.
Pozostawiam w garnku do całkowitego wystudzenia.
Wyjmuję szynkę. Marynatę odcedzam przez gazę lub bardzo gęste sito.
Dosypuję soli peklowej w ilości zalecanej przez producenta na 2 kg mięsa,
lub jak nasze babki robię "próbę jajka"
Do marynaty wkładam umyte, surowe jajko w skorupce. 
Ciągle mieszając, dosypuję powoli soli peklującej, aż jajko wypłynie na powierzchnię. 
Teraz mam pewność, że stężenie soli jest właściwe. Do roztworu wkładam szynkę. 
Powinna być zakryta. Jeśli trzeba uzupełniam płyn tą samą metodą.
Odstawiam w chłodne miejsce (temp poniżej 8 st) na tydzień.







I własna szyneczka świąteczna jest gotowa  





Biała kiełbasa domowej roboty


Wszystko czego potrzebujemy do zrobienia  pysznej i zdrowej  kiełbasy w domu,
 to maszynka do mielenia mięsa z zestawem sit i nadziewarką, trochę czasu 
i składniki według poniższej listy.

1 kg. szynki wieprzowej
1,5 kg. karczku wieprzowego
1,5 kg łopatki wieprzowej
0,5 kg wołowiny karkowej lub pręgi
0,5 kg. brzucha wieprzowego

Dodatki smakowe (z wyjątkiem soli!) można stosować według uznania

100-110 g soli kuchennej np.kłodawskiej
3-5 łyżek pieprzu mielonego
5-10 łyżek majeranku
1 główka czosnku
ok 0,5 l wody
oraz
Jelita wieprzowe do kiełbas, 
które można kupić w sklepach masarskich lub na aukcjach internetowych.









Mięso kroimy na kawałki 5-6 cm. Oddzielnie każdy rodzaj. 
To konieczne ponieważ będziemy je mielić na sitach różnej grubości. 
Zapewni to naszej kiełbasie zwartość.

Szynkę mielimy na najgrubszym sicie jakie mamy najlepiej 13 mm
Karczek i łopatkę na trochę mniejszym, może być 10 mm lub 8 mm
Brzuszek na standardowym sicie 5 mm
Wołowinę na najcieńszym 2-3 mm. Jeśli nie mamy takiego sita mielimy dwukrotnie.

Zanim połączymy mięso ze sobą musimy je rozluźnić i rozkleić.
W tym celu do wołowiny wlewamy 250 ml zimnej wody
i mieszamy aż do otrzymania jednolitej, klejącej się masy.
 Na koniec dodajemy całą sól i wszystkie przyprawy.
Ponownie dokładnie wyrabiamy masę.
Następnie wieprzowinę  łączymy ze sobą z dodatkiem 270 ml. zimnej wody i mieszamy.
 Dopiero teraz dodajemy wołowinę z przyprawami i wodą. 
I znów mieszamy, mieszamy, mieszamy.
Przed nadziewaniem jelita bardzo dokładnie płuczemy wodą, aby pozbyć się nadmiaru soli. 
Następnie pokrojone na odcinki 3-4 metrowe nasuwamy na końcówkę nadziewarki. 
Teraz najlepsza zabawa.
Wyrobioną masą napełniamy ściśle jelita  i pozostawiamy w długich zwojach, 
 lub skręcając kilkakrotnie (za każdym razem w odwrotną stronę!) 
formujemy małe kiełbaski
Końce zawiązujemy sznurkiem. Powstałe bąbelki  nakłuwamy delikatnie i wypuszczamy powietrze.
Nasza własna, biała (a właściwie szara) kiełbasa gotowa! 
Będzie jej ok 5,5 kg.

Teraz można przystąpić do parzenia. 
Polega ono na tym, żeby wody nie doprowadzić do wrzenia. 
Powinna osiągnąć temperaturę nie wyższą niż 73 st. 
Wtedy wkładamy do niej surową kiełbasę.
Trzymamy do czasu osiągnięcia temperatury 68-70 st. wewnątrz kiełbasy.
Czas jest uzależniony od wielkości parzonej porcji. 
Przy 2 kilogramach zajmuje to ok 25-30 min. 

Na koniec ważna sugestia.
Mrozimy zawsze surową kiełbasę. nigdy parzonej!
Po wyjęciu z zamrażarki postępujemy z nią tak samo jak ze świeżą. 
Nie rozmrażając wrzucamy do gorącej wody i parzymy. 
Tylko pieć minut dłużej. Będzie tak samo pyszna,  jeśli nie lepsza.





Śledź z miodem, rodzynkami i suszonymi prawdziwkami


Kolejna, jedna z wielu odsłon tradycyjnego, polskiego śledzia.
I jak każda potrawa wigilijna i do tego z nutą umami - moja ulubiona!
Na słodko. Z miodem i rodzynkami.






Biorę:

500 g filetów solonego matiasa, 
500 ml mleka, 
200 g ugotowanych suszonych borowików, 
100 ml oleju rzepakowego,
4 duże cebule pokrojone w piórka
2 łyżka miodu 
pół szklanki namoczonych rodzynek
sok z cytryny, grubo mielony czarny pieprz, liść laurowy, ziele angielskie, 


Umyte filety z matjasa zalewam mlekiem, odstawiam na dwie godziny, 
Następnie płuczę w zimnej wodzie, Osuszam i kroję na kawałeczki.
Cebulę podsmażam na oleju, dodaję ugotowane, pokrojone w paseczki, suszone grzyby, 
miód, sok z cytryny, rodzynki, liść laurowy i ziele angielskie. 
Kosztuję. Doprawiam do smaku. 
Śledzia układam na półmisku i przykrywam pierzynka z borowików. Polewam odrobiną oleju. 

Pieczony boczek z chrupką miodową skórką.




To danie z cyklu: Przed podaniem skonsultuj sie z lekarzem lub farmaceutą. Tak samo proste co niezdrowe. Ciężkostrawne i tuczące. Tylko dla prawdziwych wielbicieli wieprzowiny


Ale jakie pyszne! 


W towarzystwie ziemniaczanego lub grochowego puree z dodatkiem zasmażanej kiszonej kapusty - doskonałe danie świąteczne, zwłaszcza wielkanocne. 
Dzisiaj w  lżejszej wersji z sałatką z kapusty pekińskiej z imbirem, mającej na celu zminimalizowanie skutków odstępstwa od diety Grubego.
Przecież nie będę jeść tego sama!

I butelka białego wina. Koniecznie.
Potem dwugodzinne prace w ogrodzie i jesteśmy (prawie) rozgrzeszeni.

Ładny kawałek surowego brzuszka ze skórką, dzień wcześniej myję, dokładnie osuszam i solę. Przed samym pieczeniem jeszcze raz osuszam skórkę. To ważne. Im bardziej sucha przed pieczeniem, tym bardziej chrupiąca po. Nacinam w kratkę.








Układam w naczyniu do pieczenia na "łóżeczku" z cebuli, czosnku, selera naciowego, gałązki rozmarynu lub tymianku i smaruję oliwą. Posypuję grubą solą i wkładam do piekarnika nagrzanego do 180 st C Mięso o wadze 1.5 kg piecze się ok. 1 godziny. Mówiąc szczerze nie pilnuję czasu. Korzystam z termometru do pieczenia mięsa i nigdy mnie nie zawodzi. 
W czasie pieczenia dwukrotnie podlewam odrobiną wody. Na ostatnie dziesięć minut przed końcem pieczenia smaruję mięso miodem wymieszanym z odrobiną otartej skórki cytrynowej. Przed podaniem zawsze pozwalam pieczeni "odpocząć" kilka minut.




Pyyycha!


Wigilijna kapusta z grochem


To kolejna obok zupy wigilijnej z borowikówkarpia smażonego i karpia faszerowanego potrawa, której nie może zabraknąć na naszym wigilijnym stole.
Postna kapusta wigilijna Babci Józefiny. 
Tradycyjna, od pokoleń gotowana tak samo. 
Prosta, najlepsza bez zbędnych "pierdafiksów" jak zwykła mawiać kochana babcia.
Przygotowana z dobrze ukwaszonej kapusty domowej roboty i łuskanego grochu, najlepiej pomieszanego świeżego z ubiegłorocznym. Nierówno rozgotowany groch urozmaica strukturę kapusty i dodaje jej chrupkości.  Kiedyś babcia musiała mieszać go specjalnie  Dziś wystarczy pójść do sklepu. Sprzedawcy już zadbali o to żeby się pozbyć starych zapasów. Trudno go będzie nie kupić.
Namoczony przez noc groch i kapustę gotuję  dwa, trzy dni wcześniej. Na razie osobno. Łącze je dopiero wtedy, kiedy kapusta jest miękka a groch rozgotowany. 
Solę i odstawiam do lodówki. W tym czasie kapusta ma okazję przegryźć się z grochem, a ja wywietrzyć dom. Przed samą kolacją odgrzewam ją na sporej łyżce masła.









Raz tyko podkusiło mnie, żeby pomajstrować na babcinej kapuście i jednak jakichś "pierdafiksów" dodać. Choćby odrobinkę. 
Podsmażyłam cebulkę na maśle, popieprzyłam i dodałam kminku. 
Na szczęście dla trwałości tradycji rodzinnej, nikomu nie smakowała łącznie ze mną. 
Babci chyba też się nie spodobało, bo śniło mi się potem, jak uciekam przed nią na golasa z krzykiem, a ona zbliża się do mnie z wielką cynową balią w jednej i szczotką ryżową w drugiej ręce, czyli "zestawem środków przymusu bezpośredniego" stosowanych niegdyś wobec podchmielonego dziadka, próbującego bez wstępnych ceregieli, czyli mycia i zdejmowania skarpet zająć należne mu miejsce u jej boku. Babcia była mądrą kobietą. Zamiast telefonu komórkowego posiadała kobiecą intuicję, więc kiedy było trzeba, zestaw na dziadzia już czekał. Dzieciaki na zabawę też. Szorowany, goły dziadzio wrzeszczał: 
- Oj Józefino, Oj!  Cie czort! Cie czort!Józefino! Oj! Oj!    
A my wykonywaliśmy rytualny taniec indiański nadając ceremonii oczyszczania szczególnej "powagi".  Gest uniesionej dłoni i palec na ustach babci zwiastował koniec uroczystości. Pozostało umyć  czarne stopy w wodzie po dziadziu  i do łóżek.
Wtedy już "prawie" szczęśliwa babcia układała dziadzia do snu, i "czekała aż zaśnie".
A my nie mogliśmy doczekać się nastepnego razu.
Och! To były czasy!




Gęś świąteczna Agnieszki Kręglickiej


Pieczenie gęsi na Św. Marcina powoli staje się tradycją kulinarną naszego domu.
Zaczynałam nieśmiało. Najpierw były udka konfiturowane w gęsim smalcu z marmoladą z jabłek i cebuli. Same się robiły, pięknie pachniały i rozpływały w ustach. Potem były udka pieczone z ziemniaczkami i modrą kapustą. Też łatwizna. W końcu cała gęś. Pieczona, faszerowana kaszą gryczaną z wątróbką i jabłkami. Ogromna (6 kg.) I ogromna wpadka kulinarna. W połowie pieczenia wytapiający się tłuszcz wylał się z płaskiej blachy i piekarnik zaczął dymić jak wulkan na Islandii.
Padał deszcz ze śniegiem. Było koło zera. Po prawie dwóch godzinach oczekiwania, przy otwartych drzwiach, oknach i butelkach, podałam złośliwego ptaka w akompaniamencie trudnych do interpretacji wrzasków.. Konsumpcja odbyła się na tarasie. Goście w kurtkach, z czerwonymi nosami i zapaleniem spojówek, ośmieleni  nadzwyczaj dużą ilością środków "na przetrwanie", jedli palcami i co chwilę wznosili toast:  Zdrowie gęsi!!! Cokolwiek to miało znaczyć. Na koniec zgodnym chórem przyznając, że gęś mimo całej zawałki była przepyszna.
Na szczęście nie "siedzieli" długo. Deser dostali na wynos..
Czyszcząc zdemolowany piekarnik, obiecałam sobie  udusić w zarodku novo modę na jedzenie gęsi i powrócić do starej, poczciwej kaczki. W swoim postanowieniu trwałam jeszcze jakiś czas razem z zapachem spalenizny w domu. Ale potem przyszła kolejna złota polska jesień gnając stada gęsi.
- Nie dam się głupiej gęsi! Pomyślałam. Poleciałam do sklepu i kupiłam głęboką brytfannę z kratką do ociekania, zamówiłam świeżą gąskę i obwieściłam nowinę.
 -  Gęś? O matko! A maski przeciwgazowe kupiłaś?
-  A może mielone z gęsi zrobisz?
-  Na pewno masz dosyć wódki?  Kpili.
To było w zeszłym roku.

W tym roku upiekłam gęś według przepisu Agnieszki Kręglickiej z grudniowych Wysokich Obcasów, polecaną  przez nią jako danie na świąteczny obiad. Upiekłam świeżą, o wadze czterech kilogramów. Wybrałam wariant z pieczonymi ziemniaczkami i buraczkami. Gąska była pyszna.
Pogoda piękna. Wódeczki nie zabrakło. I tym razem mi się upiekło.




Poniżej przepis Agnieszki Kręglickiej w oryginale.
Zawiera kilka wariantów dodatków do wyboru i fajnych połączeń smakowych. Myślę, że warto go przeczytać w całości.
"Kup gęś mrożoną, gotową do pieczenia, ważącą około czterech kilogramów. Teoretycznie jest to porcja dla sześciu osób, ale według mnie starczy dla dziesięciu. W święta wszyscy są przejedzeni. Mały kawałek mięsa o wyraźnym, mocnym smaku i atrakcyjne dodatki będą satysfakcjonujące.
W czwartek przed Wigilią wstaw gęś bez zdejmowania folii do lodówki i zostaw tam na dwa dni. Jeżeli zapomnisz, możesz w piątek wieczorem wstawić ją na noc do zlewu z zimną wodą. Rozmrażać trzeba powoli. W Wigilię dokładnie umyj tuszkę, wytrzyj do sucha. Szyję i końcówki skrzydeł odetnij, zalej zimną wodą, dodaj listek laurowy, pieprz i ziele angielskie. Po zebraniu szumowin dodaj włoszczyznę i ugotuj intensywny wywar. Gęś natrzyj na zewnątrz i w środku mieszanką soli, świeżo mielonego pieprzu i soku z cytryny oraz słodkiej papryki i mielonego kminku. Dwie pierwsze przyprawy są obowiązkowe, resztę traktuj fakultatywnie. Jeśli wolisz, użyj suszonego majeranku, tymianku, musztardy. Tak przygotowaną gęś zostaw w lodówce do następnego dnia.
Cztery godziny przed przyjęciem wyjmij gęś z lodówki. Wypełnij wnętrze ptaka sześcioma całymi małymi kwaśnymi jabłkami. Dodadzą aromatu i wilgoci. Możesz nakłuć jabłka kilkoma goździkami, dorzucić gałązki selera naciowego lub suszone śliwki. Ja pomiędzy jabłka wrzuciłam nieobrane ząbki czosnku. Zepnij otwór przy szyi i na brzuchu szpilami kuchennymi lub zaszyj. Zwiąż sznurkiem ku sobie udka i skrzydła, by gęś piekła się równomiernie i dawała się przewracać. Rozgrzej piekarnik do 180 st. C. Połóż gęś na kratce w brytfance piersią do góry. Będzie wyciekało dużo tłuszczu, musi mieć gdzie spływać. Posmaruj gęś roztopionym masłem, wlej do brytfanki dwie szklanki wrzątku i wstaw całość do piekarnika.
Kiedy skórka się zrumieni - po blisko 40 min - obróć gęś. Jeśli rumieni się za szybko, nakryj folią aluminiową i zmniejsz temperaturę do 150-160 st. C. Po dwóch godzinach obróć gęś ponownie, nakłuj przy udach, żeby tłuszcz mógł swobodnie wypłynąć. Przez cały czas pieczenia często zaglądaj do piekarnika i polewaj gęś sosem tworzącym się w brytfance. Piecz około trzech godzin (na jeden kilogram wagi ok. 50 min w piekarniku). Sprawdź, czy mięso jest miękkie, a jeśli trzeba zrumienić mocniej skórkę, zwiększ temperaturę.
Gęś jest tłusta, to jej zaleta - nie ma ryzyka, że wyschnie na wiór. Wytapiający się tłuszcz jest idealny do powolnego smażenia. Zbierz gęsi smalec i koniecznie zachowaj, bo napiszę o tym po świętach. Sos, który pozostał na dnie brytfanki wraz przypalonkami, zagotuj ze szklanką wywaru ugotowanego wcześniej. Zredukuj i podaj w sosjerce obok.
Dodatki
Namocz kilka suszonych grzybów, ugotuj i drobno pokrój. Zachowaną wodę połącz z odcedzonym wywarem z gęsi. Dodaj drobno pokrojone obrane mięso z szyjki i skrzydeł oraz grzyby. Ugotuj na tym kaszę gryczaną.
Całe obrane ziemniaki wymieszaj z gęsim smalcem i ząbkami czosnku w łupinach, dodaj sól, pieprz i rozmaryn, upiecz w piekarniku. Łupinę z czosnku łatwo będzie zdjąć na talerzu, a czosnek rozmaśli się na ziemniakach.
Czerwoną kapustę pokrój w wiórki. Surową wrzuć na patelnię z rozgrzaną oliwą, dodaj posiekany ząbek czosnku, sól i pieprz, chwilę smaż razem. Skrop octem winnym lub balsamico i dolej trochę wody. Duś pod przykryciem, aż zmięknie, ale pozostanie jędrna. Dodaj łyżkę żurawiny ze słoika. Wymieszaj, uzupełnij przyprawami.
Czerwoną cebulę zeszklij krótko na oleju. Zalej octem winnym. Zagotuj i dobrze posłódź. Odparuj. Dodaj mrożone czarne porzeczki oraz łyżkę likieru porzeczkowego cassis. Uzupełnij przyprawami do smaku.
Upiecz buraki. Pokrój w ósemki, podsmaż je na rozgrzanej oliwie, dodaj sól, pieprz i dżem malinowy (najlepiej przecierany, bez pestek). Smaż, aż buraki pokryją się malinową glazurą. Jeśli są za słodkie, dodaj trochę octu winnego. Do buraków pasują też porzeczki i pomarańcze.
Dynię pokrój w kostkę. Usmaż na oliwie, dodaj sól, pieprz, cukier. Niech się zrumieni. Pod koniec wymieszaj z dżemem mirabelkowym. Ugotowaną brukselkę podgrzej na maśle z obranymi jadalnymi kasztanami (najlepiej z kupionymi, gotowymi w folii). Lekko zrumień, dodaj sól i pieprz.
Marchewki pokrój w długie, grube słupki. Zrumień na oliwie, dodaj sól, pieprz, chilli i cukier. Wlej sok pomarańczowy i odparuj, aż dobrze zgęstnieje.
Jabłka pokrój w ósemki. Zrumień je mocno i szybko na gorącym oleju, posyp solą, świeżo mielonym pieprzem i suszonym majerankiem"                                              

Jesienny smalec

Kret w ogrodzie oszalał. Pszczoły zalepiają ule. Julka wyprowadziła się do pralni.
To pewny znak, że nieuchronnie zbliża się zima. I do tego ostra.
Najwyższa pora zadbać o właściwą grubość naszej tkanki tłuszczowej, zgromadzić zapasy potrzebne na wydatkowanie energii w walce z zaspami i zamarzniętymi zamkami w samochodach.  Czyli, mówiąc wprost - pora na smalczyk. Wieprzowy. Smarowny i pyszny. Taki jak robiła moja mama. I pewnie babcia też.
Składniki mam już przed sobą. Kilogram słoniny i kilogram surowego boczku, cebulka, jabłuszka.
Ilość surowca wskazuje na to, że znaczna część produkcji pójdzie na wynos.
Słoninę i brzuch kroje w bardzo drobną kostkę lub mielę maszynką do mięsa przez grube sito. Najpierw wrzucam do garnka słoninę i na małym ogniu wytapiam do czasu aż zacznie się gotować. Teraz dokładam brzuszek i solę. Nie przykrywam. Pozwalam mu "pyrkać" około godziny. Co jakiś czas mieszam i kosztuję. Kiedy słoninka przestanie być szklista a brzuszek zszarzeje i zrobi się miękki, czas dodać drobno posiekaną cebulkę. Jeszcze 10-15 minut  i można dodać jabłka pokrojone w kostkę. Za kolejne 10-15 min smalec powinien być gotowy.
Wsypuję majeranek i wyłączam kuchenkę. Gotowe.

Czas topienia smalcu jest ściśle związany z siłą palnika jakiego używamy. Wolne topienie sprawia, że gotowy smalec jest biały i łatwo się smaruje. Chcąc uzyskać smalec z chrupkimi skwarkami smażymy składniki intensywniej, i to najlepiej grubiej pokrojone. No i nie dodajemy jabłka, którego sok rozmiękcza skwarki.








Proporcje na 2 litry smalcu 

1 kg słoniny
1 kg surowego boczku
2 duże jabłka
2 duże cebule
1 łyżka soli
1 łyżka majeranku


Tak przygotowany, przechowywany w lodówce ma trwałość ok. 3 tygodni.

Chcąc zrobić smalec do dłuższego przechowywania, rezygnujemy z dodatku cebuli, na rzecz jabłek i pasteryzujemy słoiki przez trzy kolejne dni po 30 min.


Ze świeżym dyniowym chlebkiem. Pycha!




Flaki w rosole


Świat dzieli się na tych, co lubią flaki i tych, co ich nie wezmą do ust.

Ja należę do tych pierwszych, choć miłość do nich w moim przypadku jest kompletnie nieuzasadniona. Moje pierwsze spotkanie z flakami było traumatycznym przeżyciem i kompletną porażką. 
W czasach, kiedy, decyzja o składzie menu obiadowego polegała na wyborze miedzy zupą z octu a sokiem z brzozy, nabycie żołądka wołowego było jak wygranie BMW w loterii „pusty esemes” A ja zostałam namaszczona.
Ot. Takie spotkanie. Ślepego losu ze ślepą kurą.
Objuczona zdobyczą powlokłam się do domu. Byłam wniebowzięta i dumna z trofeum jak rasowy myśliwy. Stado się ucieszy!
Spadłam na ziemię natychmiast po odklejeniu od niego papieru, w który był zapakowany. Smród, jaki opanował mieszkanie był straszny.
Wiedziałam, że obróbka flaków to nie perfumeria, ale żeby szambo?
Było mi niedobrze.
Niewiele (albo wcale nie) myśląc wpakowałam koszmarny kałdun do pralki i włączyłam program płukania. To tak na początek.
Tylko wypłuczę, pomyślałam. Potem do gara!
Centymetrowa warstwa tłuszczu na okienku w pralce nie pozostawiała złudzeń. Sprawa nie jest zakończona.  Kolejne płukanie, tym razem w ciepłej wodzie. 40 st C powinno wystarczyć. Nie ważne jak się zaczyna tyko jak się kończy! Niestety. Skończyło się tak jak się zaczęło. Warstwa tłuszczu była taka sama tylko jakby bardziej artystycznie rozmazywała się na ściankach. Przypominała spontaniczne nakładanie farby olejnej na szkło rączką trzylatka.
Czas płynął. Nie było czasu na kontemplację artystycznych poczynań pralki. Obiadu na pewno nie będzie. Ale czy zdarzę ją umyć?
Od czego jest program gotowania? 90 stopni plus 2 godziny powinno rozwiązać problem. Jedynie obawa o życie i zdrowie nakazała mi zamiast proszku do prania użycie soli. Dwie godziny oczekiwania i…. kolejny szok. Tłuszcz w roli głównej oblepiał ścianki pralki. Może tylko trochę bardziej rozwinięty, przypominał już prace studentów III roku ASP. Za to Obiekt skurczył się o połowę, poszarzał, przypominał coś na kształt tego, co kopią biedne afrykańskie dzieci zamiast piłki. Był twardy jak kamień, cuchnął okrutnie i .... nie do wiary! Nadal był brudny.

Na obiad był makaron z jajkiem.
Stado początkowo wymownie milczało unikając kontaktu wzrokowego ze świeżo objawionym technologiem żywienia. Z czasem jednak zaczęło wyć i ryczeć co było czytelnym sygnałem, że czas powrotu na jego łono.
Nieszczęsny kałdun wylądował na dachach przylegających do kamienicy garaży i stanowił główne menu kociej stołówki.
A ja nigdy nie zapomnę miny Pana Włodka, który z zawodu był „naprawiaczem pralek” a z zamiłowania „opowiadaczem” i „wymyślaczem dowcipów”
Dziś nie mam wątpliwości, że to właśnie wtedy rozpoczęła się era dowcipów o blondynkach a ja byłam natchnieniem Pana Włodka.

Mimo wszystko nadal bardzo lubię flaki. Nie używam już pralki.
Kupuję flaczki „wyprane” i pokrojone przez producenta.

A oto przepis:

1 kg flaków wstępnie przygotowanych przez producenta 
2 l rosołu wołowego 
3 listki laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego, sól, pieprz, 
1 łyżka majeranku 
1/2 gałki muszkatołowej 
1/2 łyżeczki Imbiru w proszku (często daję świeży do rosołu) 


Na klopsiki: 
1/2 kg cielęciny 
1 jajko 
1 cebula 
2 ząbki czosnku 
Sól i pieprz do smaku 

Jak ktoś lubi to może dodać do farszu wątróbkę drobiową

Flaki gotuję trzykrotnie przelewając gorącą wodą (ok. 60 min)
Miękkie i odsączone zalewam rosołem. Dodaję liście laurowe i ziele angielskie.
Przyprawiam gałką, imbirem, solą i pieprzem.
Gotuję jeszcze wszystko razem 15 min. Doprawiam majerankiem.

W tym czasie przygotowuję klopsiki. Nie są konieczne, ale bardzo wzbogacają całą potrawę.
Mielę cielęcinę z cebulką i czosnkiem, dodaję jajko i kaszkę mannę.
Przyprawiam solą i pieprzem. Dokładnie mieszam.
Formuję malutkie klopsiki i wrzucam do gorącego rosołu. Tylko tyle ile będzie zjedzone. Pozostawione we flakach rozmoczą się i rozsypią zaśmiecając rosół.

Gotuję ok. 5 - 7 min od czasu jak wypłyną na wierzch.









Podaję ze świeżym pieczywem. 





Karp wigilijny bez ości Magdy Gessler


Przyznać się do tego, że się lubi Magdę Gessler  to podobno teraz obciach.
No cóż. I tak się przyznam. Ja ją lubię!  I to nie za  jej "Kuchenne Rewolucje"  
Głównie za przywiązanie do naszej tradycji kulinarnej i umiejętność czerpania z jej zasobów. Swojską kuchnię bez "lipy" czyli chemii, świeże produkty, własne wyroby i artystyczną duszę. Bliska mi jest także jej filozofia  gotowania - Ma być smacznie jak u mamy. Czyli najlepiej na świecie - świeżo, zdrowo i czysto. I niech już tak zostanie.
Od kilku lat sięgam po jej przepisy, a wiele z nich już na stałe zagościło w mojej kuchni.
Jednym z takich przepisów jest właśnie ten na wigilijnego karpia. Moje największe kulinarne odkrycie 2006 roku. Rewelacja. Najważniejszy w nim jest sposób smażenia ryby. Genialny w swojej prostocie, niesamowicie skuteczny, "mądry mądrością" regionalnej tradycji.
A  kogel mogel z chrzanem też niczegowaty!

Przepis pochodzi z wywiadu udzielonego przez Magdę Gessler  tygodnikowi "Przegląd"

To jego fragment:
- Krążą opowieści o twoim karpiu w koglu-moglu.
- To jeszcze jedna specjalność kuchni lubelskiej. Odkryłam, że Lubelszczyzna obrodziła znakomitymi kucharzami – i to właśnie od nich to danie. Typowe lubelskie danie to karp smażony na bardzo głębokim tłuszczu. Trzeba w rybie delikatnie połamać ości i smażyć ją w oleju o bardzo wysokiej temperaturze. Następnie jeszcze jakiś czas pozostawić na ogniu w oleju o niższej temperaturze. W ten sposób ości się rozpuszczają, robi się jakby „konfitura karpiowa”. Tak usmażonego karpia podajemy w koglu moglu z utartym chrzanem. Pyszny! 

I rzeczywiście pyszny. Chrupiący na zewnątrz, maślany w środku. Żadnych ości. Tylko kręgosłup.To naprawdę działa! Wystarczy na karpiu od wewnątrz przed krojeniem  zrobić nacięcia w poprzek ości żebrowych, tak aby je złamać nie przecinając mięsa ryby na wylot. Drugi, moim zdaniem prostszy, polega na łamaniu ości już w pokrojonych dzwonkach.
Bez użycia noża. Po prostu wyginam pojedynczy kawałek ryby na zewnątrz i ości pękają.
To wszystko. Przygotowuję go w ten sposób od lat. Nigdy nie zawodzi. Z mojego starego przepisu na wigilijnego karpia zachowałam jedynie tradycyjny w moim domu sposób przygotowania ryby przed smażeniem. Tak jak moja mama  dzień przed Wigilią kroję go w dzwonka, solę, obkładam plasterkami  cebuli i pozostawiam do dnia następnego. Tak przygotowana ryba jest aromatyczna, nie pachnie błotem i nie wydziela już śluzu. Przed smażeniem tylko oczyszczam dzwonka  z cebuli, obtaczam delikatnie w mące i smażę już po lubelsku. Taka mała kuchnia fusion!







Patrzenie jak babcie i wnuki chrupią karpia jak chipsy i nie myśleć o sposobach udzielania pierwszej pomocy. Bezcenne!





Piernik staropolski świąteczny, dojrzewający


Przepis pochodzi ze strony   http://ninawkuchni.blogspot.com/  i został skopiowany tutaj za zgodą i wiedzą autorki bloga. Bardzo mi zależało na umieszczeniu go w Akcji Wigilia, a ze strony bloga Niny nie było to możliwe. Tak więc wszelkie pochwały i komentarze należą się Ninie i kierujcie je bezpośrednio pod jej adres.

Podobnie jak siostra Niny uważam, że bez tego piernika święta nie istnieją. I jeśli uda nam się takie przekonanie zaszczepić w naszych dzieciach a potem we wnukach, to już mamy własną, piękną, rodzinną tradycję świąteczną. 

Ninie dziękuję           
A Wam gorąco polecam   







Prawdziwy piernik. Wymaga trochę cierpliwości i czekania, ale naprawdę warto. Moja siostra mówi, że bez barszczu czerwonego i tego właśnie piernika Święta Bożego Narodzenia nie istnieją :) Ciasto należy przygotować co najmniej 4-6 tygodni przed Świętami [nie mniej niż 2 tygodnie], piec na 3-4 dni przed konsumpcją. Surowe ciasto musi dojrzewać w chłodnym miejscu - ja trzymałam na "parterze" lodówki. Piernik jest moim zdaniem najlepszy z powidłami. W tym roku mialam tylko jedną ich warstwę, w przyszłym zrobię o jedną więcej :). Bardzo, bardzo polecam - odkąd pierwszy raz spróbowałam tego piernika, zakochałam się w nim na amen i już nawet nie szukam innego przepisu. Przepis pochodzi z książki "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole" Marii Lemnis i Henryka Vitry. A wiecie, że ciasto przyrządzone z dodatkiem miodu znała już kuchnia dawnych Słowian? Dopiero jednak "odkrycie" przypraw aromatycznych oraz środków spulchniających ciasto uczyniło z twardego ciasta miodowego, używanego również przez Słowian w celach obrzędowych - piernik. Staropolskie pierniki cieszyły się ogromną sławą - obok norymberskich, a przygotowanie ciasta piernikowego uchodziło - słusznie - za prawdziwą sztukę. Dojrzewało ono powoli i mogło być przechowywane w stanie surowym miesiącami a nawet latami. Miarą popularności pierników w Polsce jest fakt, że faska z ciastem piernikowym stanowiła nierzadko część posagu polskich panien szlacheckich i mieszczańskich.





Składniki:
szklanka w tym przepisie - 250ml
1/2 kg prawdziwego miodu
2 szklanki cukru
25 dag smalcu (lub masła)
1 kg dobrej mąki pszennej
3 jajka
3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 szklanki zimnego mleka
1/2 łyżeczki soli
2-3 torebki przypraw korzennych do piernika [cynamon, goździki, imbir, kardamon itp.]
powidła śliwkowe
składniki na polewę czekoladową



Wykonanie I-szy etap:

1/2 kg miodu, 2 szklanki cukru oraz 25 dag masła [lub smalcu] podgrzewać stopniowo, niemal do wrzenia. Masę ostudzić. Do chłodnej lub zaledwie letniej masy dodać stopniowo: 1 kg mąki pszennej, 3 jajka, 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej rozpuszczonej w 1/2 szklanki zimnego mleka, 1/2 łyżeczki soli oraz 2-3 torebki przypraw korzennych do piernika. Można też dodać do ciasta garść pokruszonych orzechów i 3 łyżki drobno posiekanej, usmażonej w cukrze skórki pomarańczowej.

Ciasto starannie wyrobić (wyrabiałam mikserem z końcówką "haki", innym razem łyżką, a następnie ręką), przekładamy do kamionkowego lub emaliowanego garnka, przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w chłodne miejsce np. do lodówki by powoli dojrzało - na kilka (2-6) tygodni. Można je przechowywać nawet kilka miesięcy.

Wykonanie II-gi etap:

Pieczenie:

Zimne, wyjęte z lodówki ciasto dzielimy na 2-6 części (w zależności od blachy, ja piekłam w dwóch: jedna o wymiarach 21cm*25,5 cm, oraz druga 12,5cm*25,5 cm; wg mnie można użyć dwóch blach o wymiarach 21cm*25,5 cm) rozwałkowujemy (im cieniej tym lepiej, około 1,5 cm jest wg mnie optymalnie, zwłaszcza jeśli chcemy mieć dwie warstwy powideł) i pieczemy na posmarowanej tłuszczem blasze w temp. takiej jak na biszkopt (160-180, zależy od kuchenki, ja podgrzewałam piekarnik jakieś 10 stopni mocniej i po włożeniu placka zmniejszam temperaturę) przez ok. 15-20 min. do raczej suchego patyczka(zależy od grubości placka, bywa, że piekę 25 - 40 minut). Placek należy piec etapami - kilka spodów oddzielnie. Moja uwaga - nie można zbyt szybko wyjmować ciasta z gorącej blachy, bo się kruszy. Należy odczekać co najmniej kilka minut.

Ochłodzone placki przekładamy podgrzanymi powidłami śliwkowymi (można je
wymieszać z bakaliami, np. siekanymi figami, nakrywamy arkuszem papieru i równomiernie obciążamy (np, deseczką na całej szerokości blachy, a na to garnek wypełniony wodą), odstawiamy aż "skruszeje" (jakieś 3-4 dni) - uwaga: trzeba szczelnie owinąć go, by nie wysechł. Potem piernik można polać polewą czekoladową lub polukrować (z lukrem dłużej się przechowa).

Tak przygotowane ciasto dosłownie rozpływa się w ustach i stanowi nierzadko najważniejszy, najbardziej oczekiwany wypiek świąteczny.

Polewa czekoladowa, I wersja:
3 czekolady deserowe,
ok. 100 gram masła

Czekolady i masło rozpuszczałam w kąpieli wodnej (tj. czekolady i masło wkładamy do garnka, który jest włożony w inny, wypełniony gotującą się wodą). Powstałą masą smarowałam piernik i odstawiłam w chłodne miejsce do stężenia.

Piernik jest bardzo długo świeży, wystarczy zawinąć go w papier lub ściereczkę, żeby nie obsychał i przechowywać w chłodnym miejscu.

Polewa czekoladowa, II wersja:

3 łyżki kakao
6 łyżeczek wody
3 łyżeczki masła
12 łyżeczek cukru

Wszystkie składniki umieścić w rondelku, rozpuścić cukier i masło; dokładnie wymieszać. Wylać na ciasto. Polewa szybko tężeje.

Uwaga: Ciasto ma dość "wolną" konsystencję, jak "posiedzi" w zimnie - stężeje i da się rozwałkować (trzeba podsypywać mąką).
Do ciasta zdecydowanie polecam użycie miodu plynnego, skrystalizowany należy wcześniej przygotować: słoik z miodem włożyć na kilka, kilkanaście minut do naczynia z gorącą, gotującą się wodą - miód znów stanie się płynny.

Autor wpisu:  Nina      http://ninawkuchni.blogspot.com 



Wigilijna zupa z borowików

Odkąd zostałam szczęśliwą wieśniaczką, a okoliczne lasy przestały skrywać przede mną swoje tajemnice, zupa z mrożonych borowików na stałe zagościła na naszym stole. 
To moja ulubiona. Prawdziwa zupa świąteczna. 
Gotuję ją tylko raz w roku. Na Wigilię. Od niej zaczynamy kolację. 
Wyjątkowo delikatna i subtelna w smaku. Niezbyt gęsta, kremowa i jedwabista. 
Nie tak esencjonalna jak z grzybów suszonych. 
Doskonała. 
Przyrządzona na bulionie warzywnym z dodatkiem ziół i przypraw,  to kwintesencja smaków natury. 






Składniki na bulion przeze mnie zwanym "leśnym"

Proporcje dla 10-12 osób  

4 litry wody
4 marchewki
2 pietruszki
1 duży seler
3 łodygi selera naciowego
1 duży por
1 duża cebula
3 ząbki czosnku
4 gałązki tymianku
6 jagód jałowca
3 gałązki lubczyku
sól, biały pieprz do smaku
1 łyżka masła
250 ml słodkiej śmietanki kremówki. 30-36% (to tylko raz w roku!)

1 kg. kapeluszy borowikowych (to ok. 12-15 szt średniej wielkości)

Z podanych składników gotuje bulion. Długo i powoli - ok 2 godzin.  Podsmażam na maśle pokrojoną w kostkę jedną dużą cebulę. Wrzucam do bulionu i bardzo dokładnie rozdrabniam blenderem zagęszczając wywar. Dopiero teraz dodaję rozmrożone i pokrojone w plasterki kapelusze borowików. Gotuję 20 minut. Zaprawiam śmietaną - koniecznie słodką. 

Do zupy robię makaron lub łazanki. 

Z ciasta podstawowego, zachowując proporcje - 100 gr mąki na 1 jajko = 2 porcje

500 gr mąki
5 jaj
1-2 łyżki oliwy
2-3 łyżki zimnej wody - opcjonalnie, w zależności od użytej mąki i wielkości jajek.

Zagniatam ciasto. Wycinam kluski. 
Uwielbiam  robić makaron. Zwłaszcza od czasu kiedy stałam się szczęśliwą posiadaczką maszyny do jego wytwarzania. 
Zabieganym polecam kupno gotowego. Teraz jest mnóstwo dobrych makaronów z małych domowych wytwórni. Nie dajmy się zwariować. To ma być piękny dzień! 



Siadając do wigilijnego stołu pamiętajcie, że 

DZIECI DO LAT 15 NIE POWINNY SPOŻYWAĆ POTRAW Z GRZYBÓW !!!





Domowy ser koryciński

Przepis na domowy ser koryciński znalazłam na stronie Olgi Smile.
Nigdy nie jadłam tego sera choć wiele o nim słyszałam. Wiedziona ciekawością zrobiłam go wg przepisu Pani Olgi. 
Wyszedł bardzo smaczny. Lekko słony, o zwartej konsystencji. Jako dodatek smakowy zastosowałam suszone pomidory. Trochę zbyt duże kawałki bo przy krojeniu ciągną się za nożem i wypadają z serka. Ale za to  są wyraźnie wyczuwalne w smaku.







Nie wiem czy taki ser wyrabiają serowarki z Korycina bo skrzętnie strzegą swoich tajemnic ale serek wg tego przepisu zrobię na pewno nie raz.


Doskonale smakuje pieczoną papryką, pomidorami lub skropiony oliwą truflową.
Polecam :)




Poniżej przepis w oryginale ściągnięty żywcem ze strony  http://www.smakimprezy.pl/


Mleko podgrzewam do temperatury 38-40 stopni. Dodaję rozpuszczoną w 50 ml wody podpuszczkę, śmietanę lub kefir i mieszam dokładnie przez 1 minutę. Garnek przykrywam pokrywką i czekam, aż utworzy się skrzep i całe mleko osiągnie konsystencję galaretki. Po około 30 minutach tnę skrzep harfą do sera lub nożem w garnku na małe kawałki, maksymalnie 1×1 cm. Czekam około 30 minut do czasu, aż serwatka się oddzieli. Sito wykładam muślinem lub pieluchą bawełnianą i przenoszę maślankę z serem (małym garnkiem z uszkiem) do sita. Cały proces przenoszenia będzie trwał kilka minut, bowiem maślanka musi odciec tak, aby skrzep mógł wypełnić sito. Ser będzie tężał w sicie i odciekał około 20 godzin. Po pierwszej godzinie wyjmuję jeszcze miękki ser z sita delikatnie na rękę, zdejmuję pieluchę i przekładam go do góry nogami. Ponownie wkładam do sita, ale tak, aby odciśnięta faktura sita była na górze. Ser koryciński trzeba odwracać, co 2 godziny, aby uzyskać charakterystyczny kształt, odciekł odpowiednio i osiągnął twardą konsystencję. W tym czasie w serze za sprawą bakterii kefirowych powstaną dziurki.
Po upływie 20-24 godzin z soli i wody przygotowuję solankę. Wkładam do niej ser i obracam co godzinę. Po 4-5 godzinach wyjmuję, osuszam na kratce i już mogę podawać niecierpliwym domownikom i gościom.

* 15 litrów wiejskiego mleka lub (już trudno) pasteryzowanego tłustego mleka z torebek
* 200 ml kefiru z bakteriami Robico lub śmietany President (podaję nazwy, ponieważ akurat te dwa produkty mleczne są w pełni naturalne i nie zawierają zagęszczaczy, utwardzaczy i E)
* 1 g podpuszczki ja używam Milesa
* solanka ( 300 g soli kamiennej niejodowanej i 1,5 litra wody)
* 2 łyżeczki przyprawy pomidorowej, suszonej papryki, nasion czarnuszki, suszonego czosnku, ziół prowansalskich lub innej wedle uznania


Sałatka śledziowa

To kolejna wariacja na temat sałatki ziemniaczanej.
Tym razem z dodatkiem solonego śledzia.
Równie smaczna i prosta jak poprzednia.







Składniki też podobne.  

  • 6 ziemniaków ugotowanych w mundurkach
  • 6 jajek ugotowanych na twardo
  • 4-6 płatów śledzi solonych
  • 2 łyżki majonezu
  • sól, pieprz do smaku


Składniki kroimy w grubą kostkę, łączymy z majonezem, doprawiamy do smaku.i... zajadamy.
No, może niech się trochę przegryzie.


Śledzik z czosnkiem marynowanym


To kolejny śledzik ze specjalną dedykacją dla Panów. Przekąska z kategorii  "Krótko po męsku"  
Równie prosty jak  ten pierwszy. Wystarczy w lodówce mieć solonego śledzia (najlepiej w paczce), czosnek marynowany (kupujemy go w markecie, są w małych słoiczkach w sam raz do jednej paczki śledzi) i cebulkę. 
Cebulkę kroimy w plasterki, przelewamy wrzątkiem na sitku, otwieramy czosnek, odcedzamy, śledziki kroimy i mieszamy wszystko razem z olejem ( można wykorzystać ten ze śledzi), pieprzymy i …. gotowe! 
Krótko po męsku.  Bez aluzji.


Zakupy: 


  • Śledź solony w oleju - 1 paczka
  • Czosnek marynowany - 1 słoiczek
  • Oliwa z oliwek lub olej - 3 łyżki
  • 1 duża cebula
  • Pieprz - szczypta


Smacznego!




Śledzik z czosnkiem


To przekąska tylko dla prawdziwych mężczyzn. Prosta i wyrafinowana zarazem. Idealna do zimnej wódeczki na męskie spotkanie. Uświęcona już tradycja kulinarna męskiej części naszego rodu. Cuchnie się po niej tak, że nawet najbardziej wyostrzony nos (żony oczywiście!) z trudem wyczuje woń alkoholu. Niestety nie oszuka alkomatu, ale za to może znacznie skrócić w czasie drogę do domu taksówką. Dodatkową zaletą śledzika jest to, że można ją przygotować między telefonem od kumpli a dzwonkiem do drzwi. 




Dedykuję ją wszystkim Krzysiom z okazji ich imienin jako, że to właśnie pewien Krzyś ją "wynalazł" w dniu swoich imienin, o których jak mu się wydawało, wszyscy zapomnieli.

A oto przepis:


Otwierasz lodówkę, wyjmujesz paczkę śledzi (kroisz) i główkę czosnku (wyciskasz) łyżeczkę suszonego majeranku, trzy chlusty oliwy (mieszasz) i gotowe.


Krótko po męsku. Bez aluzji. Na zdrowie!


Sałatka ziemniaczana


Najprostsza sałatka ziemniaczana jaką znam a zarazem nasza ulubiona.
Znakomity dodatek do mięs na zimno, ryb wędzonych, śledzi a także do grilla.
Prosta i szybka w wykonaniu.







Dodatek oliwy truflowej czyni ją oryginalną i wyrafinowaną w smaku.

  • 6 ziemniaków
  • 1/2 kalafiora
  • 6 jajek
  • 1 szalotka
  • 2 łyżki majonezu
  • 1 łyżka oliwy truflowej
  • sól, biały pieprz do smaku

Ziemniaczki gotujemy w mundurkach (młodych nie obieramy), Jeszcze lepiej jak zostaną nam z wczorajszego obiadku. 
Kalafiora podzielonego na różyczki gotujemy al dente, jajka na twardo. 
Ziemniaki, jajka i cebulkę kroimy w grubą kostkę, łączymy z kalafiorem, majonezem i oliwą, przyprawiamy do smaku i gotowe. 

Jeśli zamienimy kalafiora na solonego śledzia dostaniemy równie pyszną i prostą sałatkę śledziową.




Szarlotka sypana



Przepis na szarlotkę z programu „Gotuj o wszystko” zaczerpnięty od Dorotus76
Mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko temu.

Składniki:

1 szklanka mąki pszennej 
1 szklanka cukru (lub mniej, w zależności od słodkości jabłek 
1 szklanka kaszy manny 
1,5 czubatej łyżeczki proszku do pieczenia 
1,5 kg jabłek, najlepiej kwaśnych 
odrobina cynamonu, jeśli lubicie 
3/4 kostki masła (ok. 170 g)

Mąkę, cukier, kaszę i proszek wymieszać. Podzielić na 3 części.
Jabłka obrać, wydrążyć gniazda nasienne, zetrzeć na tarce o dużych oczkach.
Tortownicę o średnicy 23 wyłożyć papierem do pieczenia (sam spód). Boki wysmarować masłem.
Na dno formy wysypać jedną część suchych składników, na nie rozłożyć połowę jabłek (każdą warstwę jabłek można oprószyć delikatnie cynamonem, jeśli lubicie). Następnie wysypać drugą część suchych składników, rozłożyć równomiernie resztę jabłek. Na wierzch wysypać ostatnią porcję suchych składników.
Masło zetrzeć na tarce o dużych oczkach i równomiernie rozłożyć na wierzchu ciasta.

Piec w temperaturze 180ºC przez około 60 minut. Masło podczas pieczenia się topi i razem z sokiem z jabłek zespala wszystkie warstwy. Warto podczas pieczenia spód zabezpieczyć
Większą formą (np. położoną poziom niżej w piekarniku), ponieważ często nadmiar soku i tłuszczu wydostaje się z tortownicy (u mnie około 3 łyżek).
Szarlotka bardzo dobrze się kroi nożem z piłką, nawet na ciepło. Ma lekko chrupiący wierzch, który kolejnego dnia mięknie.
Masło najlepsze do ścierania zimne, ja wyjęłam prosto z zamrażarki









Borówka z gruszką

Kupiłam dziś borówkę na targu. W okolicznych lasach nie występuje, albo występuje nie tam gdzie jej szukam. Mimo trudnych i zakończonych fiaskiem negocjacji weszłam w posiadanie czterech litrów (?) brusznicy. Płaczliwe "o la boga" miłej starszej pani zmusiło mnie do pochylenia się nad ciężkim losem zbieraczki i jej nie do końca udanej ślubnej połowy, a w rezultacie do rezygnacji z najprzyjemniejszej fazy zakupów - targów. W zamian za to zyskałam obietnicę dostawy jeżyn w tak samo promocyjnych cenach, czyli  "prawie za darmo". 
Ale nie ma się co rozpamiętywać nieudanych negocjacji. Biorę się do roboty.
Święta kochają borówki. Ja też.

Krótko myję pod bieżącą wodą, wybieram niedojrzałe i zepsute, wrzucam do garnka, zasypuje cukrem. Same w sobie borówki są lekko cierpkie i gorzkawe. Zwykle dodaje się do nich inny owoc dla zrównoważenia smaku. Robiłam eksperymenty z jabłkami i brzoskwiniami i muszę przyznać, że staropolska gruszka jest najlepsza. Tak więc obieram gruszki. Dziś użyję konferencji bo tylko takie udało mi się kupić. Kroję w drobną kostkę, zasypuje cukrem i w oddzielnym garnuszku duszę do miękkości  tak, żeby zostały kawałki owoców. Smażenie w jednym garnku jest możliwe tylko pod warunkiem, że wiemy ile czasu potrzebują gruszki żeby zmięknąć. Oczywiście kosztuję. Ufam swojemu smakowi i upodobaniom. Dosładzam lub dosalam a jak trzeba dokwaszam.  Na koniec je łączę i gorące układam w małych słoiczkach, odwracam do góry dnem i zostawiam do rana. Można dodać przyprawy np goździki, anyż lub cynamon. Ja lubię baz dodatkowych aromatów. Święta i tak pachną cynamonem.
Za pół godziny będą gotowe.






Proporcje jakie zastosowałam:


4 litry borówek: 
2 kg gruszek 
1 kg cukru 
1 łyżeczka soli 
1 cytryna (opcjonalnie) 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...