Kogel mogel z chrzanem czyli sos do wigilijnego karpia bez ości Magdy Gessler


Przepis na ten sos podobnie jak na  wigilijnego karpia bez ości  Magdy Gessler 
jest rodem z lubelszczyzny.
Słodki, puszysty, doskonały nie tylko do ryb ale także do jaj, wędlin czy warzyw.
Najlepszy ze świeżo tartym chrzanem własnej roboty.

Korzenie  chrzanu obieram i ścieram na tarce o drobnych oczkach. 
Starty zalewam schłodzonym, lekkim syropem z octu lub cytryny
W takiej postaci można go bardzo długo przechowywać  w lodówce
i używać w zależności od potrzeb z dowolnym dodatkiem.

Teraz wystarczy już tylko ukręcić puszysty kogel mogel z dwóch żółtek i cukru.
Dodać chrzan. Skosztować. Jeśli ostrość jest zadowalająca, dosolić do smaku. 
 I gotowe.









Spotkałam się z jeszcze z jedną wersją chrzanu z jajkiem pod ta samą nazwą, 
choć moim zdaniem nie ma nic wspólnego z koglem moglem. 
Ale sos jest bardzo smaczny, więc zanotowałam przepis.

Ugotować 2 jajka  na twardo  i oddzielić żółtka od białek. 
Żółtka utrzeć z miękkim masłem na puszystą masę i dodać chrzan.
Dodać drobno pokrojone białko i słodką śmietanę, doprawić solą i białym pieprzem,
Dokładnie wymieszać i można podawać.

Akademia Kulinarnego Mistrzostwa - barszcz wigilijny Magdy Gessler


Święta Magdy Gessler - Barszcz i zupa grzybowa 





W moim domu barszcz przyrządza się z pieczonych buraków. Nie ma mięsa, bo nie ma prawa mieć, ale są prawdziwki, które świetnie je zastępują i poza smakiem zmieniają również kolor barszczu. Robi się bardziej brunatny, bardziej wigilijny.

Tajemnicą dobrego barszczu jest to, ile buraków zużyjemy do jego przygotowania. Garnek musi być nimi wypełniony w trzech czwartych. Barszcz gotujemy bardzo powoli, z cebulą, liściem laurowym, kawałkiem selera i borowikami. Kiedy się zagotuje, dodajemy dwie łyżki naszego zwykłego octu spirytusowego. To mit, ze cytryna jest lepsza. Polski barszcz nigdy nie wyjdzie tak dobry, jeśli będzie zakwaszany cytryną.

Po pierwszym zagotowaniu odstawiamy garnek, żeby wszystko dobrze naciągnęło. Dodajemy sól, pieprz, cukier, trochę czosnku, i gotowe. Odsączamy płyn, który jest czysty, piękny, klarowny, rubinowy i obłędnie pyszny. Do tego oczywiście uszka.

Znam jeden szybki przepis na uszka, które się udadzą zawsze. Na stolnicę przesiewamy dwie szklanki mąki, dodajemy pół szklanki letniej wody i odrobinę soli. Zapominamy o jajkach, żółtkach, bo najlepsze ciasto na uszka to takie jak na kołduny – cienkie, delikatne, niezakłócające smaku i zapachu tego, czym uszka będą faszerowane. Mieszamy wodę z mąką tak długo, aż oba składniki pięknie się połącza i będzie można zrobić elastyczną kulkę ciasta. Teraz czeka nas najbardziej pracochłonny etap, bo musimy nasze ciasto potraktować wyjątkowo brutalnie, dokładnie tak jak ciasto na faworki. Wyrabiamy je długo i namiętnie, uderzamy pięścią, znęcamy się okrutnie, nie zrażając się tym, ze elastyczna kula w ogóle nie chce z nami współpracować. Po wyrobieniu ciasta kładziemy na nim lniana szmatkę i stawiamy na niej naczynie wypełnione gorącą wodą. Ciasto jest nasze, gdy naczynie będzie już zimne. Odkształca się tak, jak chcemy, dobrze współpracuje z wałkiem i naszymi dłońmi. Ważne tylko, żeby pamiętać o podsypywaniu mąką zarówno stolnicy, jak i samego wałka. Ciasto musimy rozwałkować na bardzo, bardzo cienką warstwę. Następnie szklanką wycinamy z niego zgrabne kółka i układamy w nich farsz.

Głównym składnikiem farszu są suszone prawdziwki. Sześć dużych kapeluszy. Bardzo ważne jest, żeby te prawdziwki nie były śliczne jak z obrazka, ale duże, nawet przerośnięte. Wtedy maja najwięcej aromatu i najpiękniej się suszą. Żeby użyć ich do farszu, musimy je najpierw ugotować. Zalewamy niewielką ilością wody, a później bardzo wolno gotujemy w towarzystwie cebulki, listka laurowego i ziela angielskiego. Jeśli wody będzie zbyt dużo, wtedy ugotujemy zupę i pozbawimy grzyby smaku. Chodzi tylko o to, żeby podczas gotowania ususzone kapelusze otworzyły się i znów stały się wielkimi grzybami. Kiedy już się otworzą, wyciągamy je z wody, studzimy i mielimy w maszynce do mięsa na grubszych okach. Następnie siekamy dwie cebule, przesmażamy je na maśle i zaraz mocno schładzamy, tak żeby masło się zestaliło. Dopiero w tej postaci dodajemy cebulkę do chłodnych, zmielonych grzybów. Dorzucamy jeszcze odrobinę masła, trochę pieprzu, soli i utłuczonego ziela angielskiego, mieszamy i farsz jest gotowy. Zawijamy wokół niego cieniutkie ciasto i mamy uszka, które po ugotowaniu są pyszne, soczyste, pełne aromatu i grzybowo-maślanej niespodzianki, tworzącej w ustach razem z barszczem zjawiskową, świąteczną symfonię smaków.

Tekst: Magda Gessler
Wprost nr 51/2010



Szynka po góralsku w piwie i miodzie


Na początek w domowej masarni szynka po góralsku. 
Doskonały przepis dla początkujących masarzy. Jest prosty i nie wymaga wędzenia.
A co najważniejsze, zawsze się udaje.
Przygotowywana  odwrotnie niż tradycyjna szynka.. 
Najpierw się ja parzy a potem pekluje.
Jak dostałam ten przepis to musiałam się upewnić czy na pewno jest to 
właściwa kolejność.
Ale efekt znakomity. Szyneczka jest wyjątkowo aromatyczna i bardzo soczysta

Przygotowania należy rozpocząć na tydzień przed podaniem.














Surowy, dwukilogramowy kawałek szynki z tłuszczem i ze skórą 
nacinam od strony skóry w kratkę lub romby,
sznuruję lub zakładam siatkę masarską i układam w garnku.
Wlewam 0,5 l jasnego piwa i tyle wody żeby płyn przykrył mięso.
Podgrzewam do czasu aż zniknie piana.
Dodaję pół szklanki miodu, pół główki pokrojonego czosnku, 
kilka liści laurowych i kilkanaście ziaren ziela angielskiego i czarnego pieprzu.
Parzę pod przykryciem 1.5 godziny w temp. 80-85 st.
Pozostawiam w garnku do całkowitego wystudzenia.
Wyjmuję szynkę. Marynatę odcedzam przez gazę lub bardzo gęste sito.
Dosypuję soli peklowej w ilości zalecanej przez producenta na 2 kg mięsa,
lub jak nasze babki robię "próbę jajka"
Do marynaty wkładam umyte, surowe jajko w skorupce. 
Ciągle mieszając, dosypuję powoli soli peklującej, aż jajko wypłynie na powierzchnię. 
Teraz mam pewność, że stężenie soli jest właściwe. Do roztworu wkładam szynkę. 
Powinna być zakryta. Jeśli trzeba uzupełniam płyn tą samą metodą.
Odstawiam w chłodne miejsce (temp poniżej 8 st) na tydzień.







I własna szyneczka świąteczna jest gotowa  





Gołąbki z kaszą gryczaną, pieczarkami i wędzonym serem



Jakis czas temu robiłam gołąbki z kaszą gryczaną, suszonymi grzybami i boczkiem.
Tradycyjne danie dla kuchni lwowskiej i kresowej.
Wtedy wpadł mi do głowy pomysł na wersje wegetariańską tej potrawy.
Zmieniłam parę składników w przepisie i myślę, że to ciekawa alternatywa dla tych
co bez mięsa mogą żyć.

Potrzebne będą składniki:

1 duża główka kapusty włoskiej lub pekińskiej
1 filiżanka suchej kaszy gryczanej
1,5 l bulionu warzywnego lub grzybowego
3 liście laurowe
6 ziaren ziela angielskiego
1/2 łyżeczki utłuczonych ziaren kolendry
1 pokrojona w kostkę cebula
2 posiekane ząbki czosnku,
200 g pokrojonego w kostkę wędzonego sera żółtego.
300 gr pieczarek lub boczniaka
Garść orzechów włoskich
1 pęczek natki pietruszki (jak mam to wolę kolendrę) 
1 łyżka masła
3 łyżki startego parmezanu
sól, pieprz do smaku





 


Kaszę gryczaną wstępnie podgotowuję w wodzie z solą i odcedzam.
Gotuje bulion z dodatkiem liści laurowych i ziela angielskiego.  
Moczę orzechy włoskie w gorącej wodzie trzykrotnie ją odlewając.
 Cebulę kroję w kostkę, czosnek siekam i zrumieniam na maśle.
Dodaję pokrojone w plasterki pieczarki, podduszam i odparowuję nadmiar płynu.
Wsypuję podgotowaną kaszę, orzechy i mieszam wszystko razem.
Przyprawiam do smaku.
Do wystudzonego farszu dodaję ser.
Blanszuję liście kapusty. Odcinam zgrubiałą część u nasady liścia.
Na każdy liść nakładam farsz i zawijam gołąbki.
Układam ciasno w naczyniu do zapiekania, podlewam pozostałym bulionem. 
Powinien zakryć gołąbki.
Przykrywam pokrywką i zapiekam w piekarniku 45 min w temp 170 st.
Pod koniec pieczenia odkrywam, podlewam słodką śmietaną 30-36%
i posypuję startym parmezanem. Jeszcze chwilę zapiekam.
Podaję z sosem spod gołąbków.

Wegetariańska pycha!


Biała kiełbasa domowej roboty


Wszystko czego potrzebujemy do zrobienia  pysznej i zdrowej  kiełbasy w domu,
 to maszynka do mielenia mięsa z zestawem sit i nadziewarką, trochę czasu 
i składniki według poniższej listy.

1 kg. szynki wieprzowej
1,5 kg. karczku wieprzowego
1,5 kg łopatki wieprzowej
0,5 kg wołowiny karkowej lub pręgi
0,5 kg. brzucha wieprzowego

Dodatki smakowe (z wyjątkiem soli!) można stosować według uznania

100-110 g soli kuchennej np.kłodawskiej
3-5 łyżek pieprzu mielonego
5-10 łyżek majeranku
1 główka czosnku
ok 0,5 l wody
oraz
Jelita wieprzowe do kiełbas, 
które można kupić w sklepach masarskich lub na aukcjach internetowych.









Mięso kroimy na kawałki 5-6 cm. Oddzielnie każdy rodzaj. 
To konieczne ponieważ będziemy je mielić na sitach różnej grubości. 
Zapewni to naszej kiełbasie zwartość.

Szynkę mielimy na najgrubszym sicie jakie mamy najlepiej 13 mm
Karczek i łopatkę na trochę mniejszym, może być 10 mm lub 8 mm
Brzuszek na standardowym sicie 5 mm
Wołowinę na najcieńszym 2-3 mm. Jeśli nie mamy takiego sita mielimy dwukrotnie.

Zanim połączymy mięso ze sobą musimy je rozluźnić i rozkleić.
W tym celu do wołowiny wlewamy 250 ml zimnej wody
i mieszamy aż do otrzymania jednolitej, klejącej się masy.
 Na koniec dodajemy całą sól i wszystkie przyprawy.
Ponownie dokładnie wyrabiamy masę.
Następnie wieprzowinę  łączymy ze sobą z dodatkiem 270 ml. zimnej wody i mieszamy.
 Dopiero teraz dodajemy wołowinę z przyprawami i wodą. 
I znów mieszamy, mieszamy, mieszamy.
Przed nadziewaniem jelita bardzo dokładnie płuczemy wodą, aby pozbyć się nadmiaru soli. 
Następnie pokrojone na odcinki 3-4 metrowe nasuwamy na końcówkę nadziewarki. 
Teraz najlepsza zabawa.
Wyrobioną masą napełniamy ściśle jelita  i pozostawiamy w długich zwojach, 
 lub skręcając kilkakrotnie (za każdym razem w odwrotną stronę!) 
formujemy małe kiełbaski
Końce zawiązujemy sznurkiem. Powstałe bąbelki  nakłuwamy delikatnie i wypuszczamy powietrze.
Nasza własna, biała (a właściwie szara) kiełbasa gotowa! 
Będzie jej ok 5,5 kg.

Teraz można przystąpić do parzenia. 
Polega ono na tym, żeby wody nie doprowadzić do wrzenia. 
Powinna osiągnąć temperaturę nie wyższą niż 73 st. 
Wtedy wkładamy do niej surową kiełbasę.
Trzymamy do czasu osiągnięcia temperatury 68-70 st. wewnątrz kiełbasy.
Czas jest uzależniony od wielkości parzonej porcji. 
Przy 2 kilogramach zajmuje to ok 25-30 min. 

Na koniec ważna sugestia.
Mrozimy zawsze surową kiełbasę. nigdy parzonej!
Po wyjęciu z zamrażarki postępujemy z nią tak samo jak ze świeżą. 
Nie rozmrażając wrzucamy do gorącej wody i parzymy. 
Tylko pieć minut dłużej. Będzie tak samo pyszna,  jeśli nie lepsza.





Śledź z miodem, rodzynkami i suszonymi prawdziwkami


Kolejna, jedna z wielu odsłon tradycyjnego, polskiego śledzia.
I jak każda potrawa wigilijna i do tego z nutą umami - moja ulubiona!
Na słodko. Z miodem i rodzynkami.






Biorę:

500 g filetów solonego matiasa, 
500 ml mleka, 
200 g ugotowanych suszonych borowików, 
100 ml oleju rzepakowego,
4 duże cebule pokrojone w piórka
2 łyżka miodu 
pół szklanki namoczonych rodzynek
sok z cytryny, grubo mielony czarny pieprz, liść laurowy, ziele angielskie, 


Umyte filety z matjasa zalewam mlekiem, odstawiam na dwie godziny, 
Następnie płuczę w zimnej wodzie, Osuszam i kroję na kawałeczki.
Cebulę podsmażam na oleju, dodaję ugotowane, pokrojone w paseczki, suszone grzyby, 
miód, sok z cytryny, rodzynki, liść laurowy i ziele angielskie. 
Kosztuję. Doprawiam do smaku. 
Śledzia układam na półmisku i przykrywam pierzynka z borowików. Polewam odrobiną oleju. 

Gołąbki z kaszą gryczaną i grzybami leśnymi

To alternatywa dla klasycznych gołąbków z ryżem w sosie pomidorowym.
Przepis mojej babci Broni rodem ze Lwowa. Stary jak świat.
W naszej rodzinie od pokoleń.Jedzony na co dzień i od święta.
Przyrządzany bez skwarek jest daniem wigilijnym
i doskonałym daniem dla wegetarian.
Teraz chętnie odgrzewany przez mistrzów kuchni jako przepis autorski.

Potrzebne składniki:

1główka kapusty włoskiej 
1 szklanka kaszy gryczanej
1,5 l bulionu warzywnego 
3 liście laurowe
6 owoców jałowca
1 pokrojona w kostkę cebula
2 posiekane ząbki czosnku,
200 g pokrojonego w kostkę wędzonego boczku 
50 g suszonych grzybów leśnych
1 pęczek natki pietruszki (jak mam to wolę kolendrę) 
1 łyżka masła
sól, czarny pieprz do smaku

  
Kaszę gryczaną wstępnie podgotowuję w wodzie z solą i odcedzam.
 Kruszę grzyby na mniejsze kawałki  i gotuję w bulionie z dodatkiem 
liści laurowych i owoców jałowca.
Boczek, cebulę  kroję w kostkę, czosnek siekam i wszystko zrumieniam na maśle.
Dodaję odcedzone grzyby, kaszę i pół szklanki bulionu z gotowania grzybów.
Mieszam wszystko razem i przyprawiam do smaku.
Blanszuję liście kapusty. Odcinam zgrubiałą część u nasady liścia.
Na każdy liść nakładam farsz i zawijam gołąbki.
Układam w naczyniu do zapiekania, podlewam pozostałym bulionem.
Przykrywam i zapiekam w piekarniku 40 min w temp 170 st.
Podaję polane  lekkim sosem w którym się piekły.




Jest jeszcze jedna wersja tej potrawy. 
Zmodyfikowana przeze mnie na zasadzie Potrzeba jest matką wynalazku. 
Kiedyś domowy aprowizator, zamiast boczku w kawałku przyniósł bekon w plasterkach.
Nie pokroiłam go tylko ułożyłam na liściach cienkie plastry, przykryłam farszem gryczano-grzybowym i razem zawinęłam. Eksperyment okazał się udany. Od tego czasu ilekroć trafi mi się chudy szeroki boczek lub bekon robię właśnie takie gołąbki.
Są tak samo pyszne. Trzymają się ściśle po przekrojeniu i wyglądają jak małe roladki.


Moja Wigilia - przepisy



Łosoś zapiekany w cieście francuskim


A w naszym domu sezon na łososia wciąż trwa. Chętnie go jadamy,  a jego dostępność w tym okresie sprawia, że jest u nas częstym gościem. Dzisiaj w wersji fast food, tyle że zdrowo domowo.
Szybkie, proste, prawie bezobsługowe (pod warunkiem, że ciasta francuskiego nie robimy sami!) danie na na świąteczny obiad. Jak również ciekawa alternatywa dla wigilijnej ryby.
Potem długi jesienny spacer. Ja i Mr. Floyd. Gruby niestety lubi trawić siedząc.

Surowy, posolony i posypany białym pieprzem filet z łososia zawijam w zblanszowane liście szpinaku lub kapusty włoskiej, układam na płacie francuskiego ciasta i zaklejam. Smaruję rozmąconym jajkiem, posypuję ziarnem czarnego sezamu i do piekarnika. Na 30-40 minut w temp. 180 st.
Podaję ze szpinakiem z sadzonym jajkiem (to dzisiejsza wersja),  lub włoską kapustą w lekkim sosie śmietanowym. Doskonałym dodatkiem do niego jest również  kogel mogel z chrzanem.








Na szczęście nie zdołaliśmy go zjeść w całości. Jutro będzie  "przeróbka" na  kotleciki rybne.






Kotleciki rybne

To danko z cyklu "przeróbki",  lub jak mawiał mój tato - oszczędność w domu i zagrodzie.
Czyli wczorajszy obiad na dzisiejszym talerzu inaczej.
Te zrobiłam z pozostałości pieczonego łososia. Ale oczywiście można je zrobić z "premedytacją" używając mięsa innej ryby lub krabów, co jest już nie lada przysmakiem. Mięso pokruszyłam  na niezbyt drobne kawałki, tak żeby można je było wyczuć i zobaczyć w farszu. Dodałam gotowane ziemniaki poduszone dość niedbale, surowe jajko, łyżkę majonezu, szczypior i koperek. Doprawiłam startą gałką muszkatołową, pieprzem i solą. Wyszła mieszanina  dość luźna i trudna do formowania a tym bardziej do obtoczenia w bułce tartej. W takiej sytuacji niezastąpiona jest łyżka do lodów. Z jej pomocą nabieram masę na kotleciki i "maczam" jedną stronę w bułce tartej i nakładam na patelnię. Łopatką spłaszczam kulkę i otrzymuję zgrabny kotlecik. Już na patelni posypuje go bułka tartą. Smażę z obu stron na złoty kolor. Podaję na sałacie lub rukoli z dodatkiem zimnego sosu na bazie majonezu lub pomidorów ze szklanką warzywnego soku.
Są bardzo smaczne i sycące. Znakomicie pasują do wigilijnego stołu.







Smacznego!




Pieczony boczek z chrupką miodową skórką.




To danie z cyklu: Przed podaniem skonsultuj sie z lekarzem lub farmaceutą. Tak samo proste co niezdrowe. Ciężkostrawne i tuczące. Tylko dla prawdziwych wielbicieli wieprzowiny


Ale jakie pyszne! 


W towarzystwie ziemniaczanego lub grochowego puree z dodatkiem zasmażanej kiszonej kapusty - doskonałe danie świąteczne, zwłaszcza wielkanocne. 
Dzisiaj w  lżejszej wersji z sałatką z kapusty pekińskiej z imbirem, mającej na celu zminimalizowanie skutków odstępstwa od diety Grubego.
Przecież nie będę jeść tego sama!

I butelka białego wina. Koniecznie.
Potem dwugodzinne prace w ogrodzie i jesteśmy (prawie) rozgrzeszeni.

Ładny kawałek surowego brzuszka ze skórką, dzień wcześniej myję, dokładnie osuszam i solę. Przed samym pieczeniem jeszcze raz osuszam skórkę. To ważne. Im bardziej sucha przed pieczeniem, tym bardziej chrupiąca po. Nacinam w kratkę.








Układam w naczyniu do pieczenia na "łóżeczku" z cebuli, czosnku, selera naciowego, gałązki rozmarynu lub tymianku i smaruję oliwą. Posypuję grubą solą i wkładam do piekarnika nagrzanego do 180 st C Mięso o wadze 1.5 kg piecze się ok. 1 godziny. Mówiąc szczerze nie pilnuję czasu. Korzystam z termometru do pieczenia mięsa i nigdy mnie nie zawodzi. 
W czasie pieczenia dwukrotnie podlewam odrobiną wody. Na ostatnie dziesięć minut przed końcem pieczenia smaruję mięso miodem wymieszanym z odrobiną otartej skórki cytrynowej. Przed podaniem zawsze pozwalam pieczeni "odpocząć" kilka minut.




Pyyycha!


Akademia Kulinarnego Mistrzostwa - rosół



baron.rosol



Rosół to rzecz piękna. 
Myślę, że większości przywołująca wspomnienie dzieciństwa.
A zatem rozbierając na części pierwsze rosół – potrzebujemy:

Kurę, nawet starą (w sensie wieku) lub koguta, nie kurczaka – ten ma najmniej aromatu do zaoferowania.
Rosół ma mieć oka. Rosół ma być tłusty. Tłuszcz ma pochodzić z wygotowanego zwierza, a nie z oliwy!

Włoszczyznę. Korzenie marchwi, pietruszki, selera, liście kapusty włoskiej i pora (które podobno zawdzięczamy królowej Bonie, choć ostatnie badania doniosły, że już wcześniej wszystkie te warzywa rosły w wawelskim ogrodzie).

Cebulę. Chyba jako jedyna bynajmniej nie wrzucona „od tak”. Cebulę do rosołu opalamy – najlepiej opala się na kuchni moich marzeń, czyli na fajerkach. Kiedyś wybuduję dom to właśnie z taką kuchnią. Na gazie opalić też się da. Indukcjo – powodzenia!

Cebula i marchew daje słodyczy – trzeba o tym pamiętać by nie przesadzić.

Lubczyk . Z lubczykiem to jest śmiesznie, bo każdy z nas zna jego smak, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.

A mówi Wam coś nazwa Maggi? Otóż pewien Szwajcar, o tym nazwisku, stworzył wyciąg z lubczyku, sam zaprojektował charakterystyczną butelkę i kolorystykę etykiety, którą widziałem nawet na stole w barze w chińskiej wsi! Pan Maggi jako pierwszy stworzył kostkę rosołową i zupę instant. Był to rok 1886. Można powiedzeń śmiało, że był geniuszem. Wierzę, że kostka rosołowa pod koniec XIX w. była zredukowanym wywarem do postaci proszku – porządnie oczywiście sprawę upraszczając. Nie skłamię przyznając, że dużo za taką kostkę bym dał. Nie skłamię też mówiąć, że kostek rosołowych -choćbyście szukali wszędzie – u mnie w żadnej kuchni nie znajdziecie. Co naprawdę wyprowadza mnie z równowagi to, że miejsc w samej „Stolycy”, gdzie podają rosół zrobiony bez potomkini jednego z tworów Pana M. z trudnością można wymieniać na palcach jednej ręki. Z tego jedna z tych restauracji jako pierwsza dostanie pewnie gwiazdkę Michelin.

Kiedyś, w każdej kuchennej restauracji stały wielgachne gary, do których wrzucało się wszystko, a ogień był zawsze pod nimi tak żeby zawartość tylko do nas mrugała – co po francusku jest „mijoter”. Restauracja posiadająca taki nigdy niegasnący gar ma bazę do zup, sosów, a mięsa są podlewane „aromatem”. Wierzę, że nadejdzie taki dzień w mojej restauracji, jak i w moim domu – ten ostatni będzie wielodzietny – i wielki gar będzie miał sens.

Ziele Angielskie (pimenta ) przez Anglików w XVII w. nazwane „allspice” – jagody przypominały smak goździków, pieprzu , cynamonu i gałki muszkatołowej.

Liść laurowy zwany bobkowym – powiem tylko tyle: na jeden prawdziwy zerwany z drzewa i ususzony własnoręcznie przypada dziesięć tych ze sklepu. Choć na pewno z drzewa zostały zerwane to w którymś z procesów straciły aromat- sięgając po stare przepisy bierzmy to pod uwagę.

Niestety zabrakło w naszej ojczynie kilku stopni Celsjusza żeby móc wyjść z domu i zerwać z drzewa kilka liści, tak jak to czyniłem w mojej kochanej Szkocji.

Wedle uznania, w rosole mogą znaleźć się dodatkowo przyprawy: nasiona kopru, gałązki tymianku, czosnek, a powinien: pęczek natki i nać selera.

Solimy i pieprzymy na 10 minut przed końcem gotowania. Każda ze składowych zawiera już sól, którą poczujemy po jej ugotowaniu. Pieprz według badań najlepszą wyrazistość smaku osiąga w tych ostatnich minutach. Używamy skruszonych ziaren pieprzu – to ważne by zmielonymi nie zamienić naszej klarownej, bursztynowo-złotej substancji w błoto. Przy tej okazji trzeba wspomnieć, że rosołu nie gotujemy na dużym ogniu – jak tylko zauważymy, że właśnie zaczął bulgotać, to zmniejszamy ogień do najmniejszego jaki się da.

Tak przyrządzony rosół, każdy powinien znać i hołubić, zarówno samo danie jak i osobę , która poda nam taką delicję kiedy wrócimy, na ten przykład, zmarznięci z dworu (w części Polski – „z pola”) lub kiedy używaliśmy życia intensywnie w porze snu i nic innego nie zdołamy przełknąć. Rosół niedzielny przerabia się zazwyczaj w poniedziałek w zupę pomidorową.

A teraz przepis na kuzyna naszego bohatera, pochodzący sprzed setek lat ze Szkocji. Niewątpliwie, - jak większość szkockich dań trafiłby w gust naszych krajanów. „Cock-a-leekie”. Nazwa łączy koguta i pory.

Ugotowany rosół przecedzamy. Rwiemy zwierza na części. Marchew i pora kroimy w cienkie paski zwane „Julienne”. Wszystko smażymy na gęsim tłuszczu aż się zarumieni. Dodajemy do wywaru. Doprawiamy, a na koniec dorzucamy dużo tymianku i liści pietruszki. Na dnie talerza układamy posiekane suszone śliwki, zalewamy gorącą zupą – temperatura nie pozwoli zjeść nam jej od razu a śliwki będą miały wystarczająco dużo czasu by spęcznieć.




Autor artykułu: Aleksander Baron
Zwierciadło






Wigilijna kapusta z grochem


To kolejna obok zupy wigilijnej z borowikówkarpia smażonego i karpia faszerowanego potrawa, której nie może zabraknąć na naszym wigilijnym stole.
Postna kapusta wigilijna Babci Józefiny. 
Tradycyjna, od pokoleń gotowana tak samo. 
Prosta, najlepsza bez zbędnych "pierdafiksów" jak zwykła mawiać kochana babcia.
Przygotowana z dobrze ukwaszonej kapusty domowej roboty i łuskanego grochu, najlepiej pomieszanego świeżego z ubiegłorocznym. Nierówno rozgotowany groch urozmaica strukturę kapusty i dodaje jej chrupkości.  Kiedyś babcia musiała mieszać go specjalnie  Dziś wystarczy pójść do sklepu. Sprzedawcy już zadbali o to żeby się pozbyć starych zapasów. Trudno go będzie nie kupić.
Namoczony przez noc groch i kapustę gotuję  dwa, trzy dni wcześniej. Na razie osobno. Łącze je dopiero wtedy, kiedy kapusta jest miękka a groch rozgotowany. 
Solę i odstawiam do lodówki. W tym czasie kapusta ma okazję przegryźć się z grochem, a ja wywietrzyć dom. Przed samą kolacją odgrzewam ją na sporej łyżce masła.









Raz tyko podkusiło mnie, żeby pomajstrować na babcinej kapuście i jednak jakichś "pierdafiksów" dodać. Choćby odrobinkę. 
Podsmażyłam cebulkę na maśle, popieprzyłam i dodałam kminku. 
Na szczęście dla trwałości tradycji rodzinnej, nikomu nie smakowała łącznie ze mną. 
Babci chyba też się nie spodobało, bo śniło mi się potem, jak uciekam przed nią na golasa z krzykiem, a ona zbliża się do mnie z wielką cynową balią w jednej i szczotką ryżową w drugiej ręce, czyli "zestawem środków przymusu bezpośredniego" stosowanych niegdyś wobec podchmielonego dziadka, próbującego bez wstępnych ceregieli, czyli mycia i zdejmowania skarpet zająć należne mu miejsce u jej boku. Babcia była mądrą kobietą. Zamiast telefonu komórkowego posiadała kobiecą intuicję, więc kiedy było trzeba, zestaw na dziadzia już czekał. Dzieciaki na zabawę też. Szorowany, goły dziadzio wrzeszczał: 
- Oj Józefino, Oj!  Cie czort! Cie czort!Józefino! Oj! Oj!    
A my wykonywaliśmy rytualny taniec indiański nadając ceremonii oczyszczania szczególnej "powagi".  Gest uniesionej dłoni i palec na ustach babci zwiastował koniec uroczystości. Pozostało umyć  czarne stopy w wodzie po dziadziu  i do łóżek.
Wtedy już "prawie" szczęśliwa babcia układała dziadzia do snu, i "czekała aż zaśnie".
A my nie mogliśmy doczekać się nastepnego razu.
Och! To były czasy!




Gęś świąteczna Agnieszki Kręglickiej


Pieczenie gęsi na Św. Marcina powoli staje się tradycją kulinarną naszego domu.
Zaczynałam nieśmiało. Najpierw były udka konfiturowane w gęsim smalcu z marmoladą z jabłek i cebuli. Same się robiły, pięknie pachniały i rozpływały w ustach. Potem były udka pieczone z ziemniaczkami i modrą kapustą. Też łatwizna. W końcu cała gęś. Pieczona, faszerowana kaszą gryczaną z wątróbką i jabłkami. Ogromna (6 kg.) I ogromna wpadka kulinarna. W połowie pieczenia wytapiający się tłuszcz wylał się z płaskiej blachy i piekarnik zaczął dymić jak wulkan na Islandii.
Padał deszcz ze śniegiem. Było koło zera. Po prawie dwóch godzinach oczekiwania, przy otwartych drzwiach, oknach i butelkach, podałam złośliwego ptaka w akompaniamencie trudnych do interpretacji wrzasków.. Konsumpcja odbyła się na tarasie. Goście w kurtkach, z czerwonymi nosami i zapaleniem spojówek, ośmieleni  nadzwyczaj dużą ilością środków "na przetrwanie", jedli palcami i co chwilę wznosili toast:  Zdrowie gęsi!!! Cokolwiek to miało znaczyć. Na koniec zgodnym chórem przyznając, że gęś mimo całej zawałki była przepyszna.
Na szczęście nie "siedzieli" długo. Deser dostali na wynos..
Czyszcząc zdemolowany piekarnik, obiecałam sobie  udusić w zarodku novo modę na jedzenie gęsi i powrócić do starej, poczciwej kaczki. W swoim postanowieniu trwałam jeszcze jakiś czas razem z zapachem spalenizny w domu. Ale potem przyszła kolejna złota polska jesień gnając stada gęsi.
- Nie dam się głupiej gęsi! Pomyślałam. Poleciałam do sklepu i kupiłam głęboką brytfannę z kratką do ociekania, zamówiłam świeżą gąskę i obwieściłam nowinę.
 -  Gęś? O matko! A maski przeciwgazowe kupiłaś?
-  A może mielone z gęsi zrobisz?
-  Na pewno masz dosyć wódki?  Kpili.
To było w zeszłym roku.

W tym roku upiekłam gęś według przepisu Agnieszki Kręglickiej z grudniowych Wysokich Obcasów, polecaną  przez nią jako danie na świąteczny obiad. Upiekłam świeżą, o wadze czterech kilogramów. Wybrałam wariant z pieczonymi ziemniaczkami i buraczkami. Gąska była pyszna.
Pogoda piękna. Wódeczki nie zabrakło. I tym razem mi się upiekło.




Poniżej przepis Agnieszki Kręglickiej w oryginale.
Zawiera kilka wariantów dodatków do wyboru i fajnych połączeń smakowych. Myślę, że warto go przeczytać w całości.
"Kup gęś mrożoną, gotową do pieczenia, ważącą około czterech kilogramów. Teoretycznie jest to porcja dla sześciu osób, ale według mnie starczy dla dziesięciu. W święta wszyscy są przejedzeni. Mały kawałek mięsa o wyraźnym, mocnym smaku i atrakcyjne dodatki będą satysfakcjonujące.
W czwartek przed Wigilią wstaw gęś bez zdejmowania folii do lodówki i zostaw tam na dwa dni. Jeżeli zapomnisz, możesz w piątek wieczorem wstawić ją na noc do zlewu z zimną wodą. Rozmrażać trzeba powoli. W Wigilię dokładnie umyj tuszkę, wytrzyj do sucha. Szyję i końcówki skrzydeł odetnij, zalej zimną wodą, dodaj listek laurowy, pieprz i ziele angielskie. Po zebraniu szumowin dodaj włoszczyznę i ugotuj intensywny wywar. Gęś natrzyj na zewnątrz i w środku mieszanką soli, świeżo mielonego pieprzu i soku z cytryny oraz słodkiej papryki i mielonego kminku. Dwie pierwsze przyprawy są obowiązkowe, resztę traktuj fakultatywnie. Jeśli wolisz, użyj suszonego majeranku, tymianku, musztardy. Tak przygotowaną gęś zostaw w lodówce do następnego dnia.
Cztery godziny przed przyjęciem wyjmij gęś z lodówki. Wypełnij wnętrze ptaka sześcioma całymi małymi kwaśnymi jabłkami. Dodadzą aromatu i wilgoci. Możesz nakłuć jabłka kilkoma goździkami, dorzucić gałązki selera naciowego lub suszone śliwki. Ja pomiędzy jabłka wrzuciłam nieobrane ząbki czosnku. Zepnij otwór przy szyi i na brzuchu szpilami kuchennymi lub zaszyj. Zwiąż sznurkiem ku sobie udka i skrzydła, by gęś piekła się równomiernie i dawała się przewracać. Rozgrzej piekarnik do 180 st. C. Połóż gęś na kratce w brytfance piersią do góry. Będzie wyciekało dużo tłuszczu, musi mieć gdzie spływać. Posmaruj gęś roztopionym masłem, wlej do brytfanki dwie szklanki wrzątku i wstaw całość do piekarnika.
Kiedy skórka się zrumieni - po blisko 40 min - obróć gęś. Jeśli rumieni się za szybko, nakryj folią aluminiową i zmniejsz temperaturę do 150-160 st. C. Po dwóch godzinach obróć gęś ponownie, nakłuj przy udach, żeby tłuszcz mógł swobodnie wypłynąć. Przez cały czas pieczenia często zaglądaj do piekarnika i polewaj gęś sosem tworzącym się w brytfance. Piecz około trzech godzin (na jeden kilogram wagi ok. 50 min w piekarniku). Sprawdź, czy mięso jest miękkie, a jeśli trzeba zrumienić mocniej skórkę, zwiększ temperaturę.
Gęś jest tłusta, to jej zaleta - nie ma ryzyka, że wyschnie na wiór. Wytapiający się tłuszcz jest idealny do powolnego smażenia. Zbierz gęsi smalec i koniecznie zachowaj, bo napiszę o tym po świętach. Sos, który pozostał na dnie brytfanki wraz przypalonkami, zagotuj ze szklanką wywaru ugotowanego wcześniej. Zredukuj i podaj w sosjerce obok.
Dodatki
Namocz kilka suszonych grzybów, ugotuj i drobno pokrój. Zachowaną wodę połącz z odcedzonym wywarem z gęsi. Dodaj drobno pokrojone obrane mięso z szyjki i skrzydeł oraz grzyby. Ugotuj na tym kaszę gryczaną.
Całe obrane ziemniaki wymieszaj z gęsim smalcem i ząbkami czosnku w łupinach, dodaj sól, pieprz i rozmaryn, upiecz w piekarniku. Łupinę z czosnku łatwo będzie zdjąć na talerzu, a czosnek rozmaśli się na ziemniakach.
Czerwoną kapustę pokrój w wiórki. Surową wrzuć na patelnię z rozgrzaną oliwą, dodaj posiekany ząbek czosnku, sól i pieprz, chwilę smaż razem. Skrop octem winnym lub balsamico i dolej trochę wody. Duś pod przykryciem, aż zmięknie, ale pozostanie jędrna. Dodaj łyżkę żurawiny ze słoika. Wymieszaj, uzupełnij przyprawami.
Czerwoną cebulę zeszklij krótko na oleju. Zalej octem winnym. Zagotuj i dobrze posłódź. Odparuj. Dodaj mrożone czarne porzeczki oraz łyżkę likieru porzeczkowego cassis. Uzupełnij przyprawami do smaku.
Upiecz buraki. Pokrój w ósemki, podsmaż je na rozgrzanej oliwie, dodaj sól, pieprz i dżem malinowy (najlepiej przecierany, bez pestek). Smaż, aż buraki pokryją się malinową glazurą. Jeśli są za słodkie, dodaj trochę octu winnego. Do buraków pasują też porzeczki i pomarańcze.
Dynię pokrój w kostkę. Usmaż na oliwie, dodaj sól, pieprz, cukier. Niech się zrumieni. Pod koniec wymieszaj z dżemem mirabelkowym. Ugotowaną brukselkę podgrzej na maśle z obranymi jadalnymi kasztanami (najlepiej z kupionymi, gotowymi w folii). Lekko zrumień, dodaj sól i pieprz.
Marchewki pokrój w długie, grube słupki. Zrumień na oliwie, dodaj sól, pieprz, chilli i cukier. Wlej sok pomarańczowy i odparuj, aż dobrze zgęstnieje.
Jabłka pokrój w ósemki. Zrumień je mocno i szybko na gorącym oleju, posyp solą, świeżo mielonym pieprzem i suszonym majerankiem"                                              

Łosoś marynowany w imbirze, sosie sojowym i oliwie


Sezon na łososia w pełni. 
Tę przepiękną rybkę przytargał Gruby z ostatniego "polowania"
To już druga w tym tygodniu.







W sytuacji tzw zwiększonej podaży chętnie sięgam po sposoby mające na celu przedłużenie okresu przydatności produktów do spożycia czyli wędzenie, solenie lub marynowanie. Poprzedniego łososia przerobiłam na  Gravlaxa. Tego postanowiłam zamarynować w zalewie z sosu sojowego, oliwy z oliwek i octu balsamicznego modyfikując nieco (nie bez strachu!) stary "sposób na rybkę" babci Józefiny, która w tym celu używała czosnku, maggi, oleju rzepakowego i octu jabłkowego.
To prosty, nie wymagający wiele pracy ani składników przepis, za to końcowy efekt jest zaskakujący. Po dwóch dniach oczekiwania otrzymujemy rybę o orzechowym, oryginalnym, nieco orientalnym i wyraźnie wyczuwalnym smaku umami. Doskonałą na przystawkę, do kanapek i sałatek lub sushi. Może być także daniem wigilijnym lub wielkanocnym.
Marynowanie jest dwufazowe. W pierwszym etapie oczyszczony filet bez skóry, pozbawiony grubych ości, natarty zmiażdżonym, świeżym imbirem, niezbyt ciasno zwinięty, umieszczam w słoiku i zalewam sosem sojowym z dodatkiem 1 łyżki octu balsamicznego. Rybą musimy w słoiku "zakrecić" aby zalewa dokładnie otoczyła i przykryła mięso. Najlepsza do tego celu jest mieszanka sosu sojowego jasnego i ciemnego (to ten ostatni nadaje rybie orzechowy smak!) w proporcjach 2 do 1.
Mój filet ważył kilogram i zmieścił się w litrowym słoiku. Sosu sojowego wlałam 100-150 ml. Oliwy podobnie.







Tak przygotowany słoik odstawiam na 12 godzin do lodówki  Po tym czasie wyjmuję filet z marynaty, osuszam, myję słoik i ponownie umieszczam tam rybę. Tym razem zalewam ją oliwą z oliwek w taki sam sposób jak sosem. Wkładam do lodówki, tym razem na 24 godziny. Wyjmuję i ponownie osuszam. Gotowe. Oliwę zachowuję. Można ją wykorzystać do sałatki, którą zrobię z części łososia. Tak zamarynowaną rybę przechowywaną w lodówce można podjadać przez 7 do 10 dni. Zapakowaną próżniowo przechowywać do miesiąca a mrożoną znacznie dłużej.







Pycha!



Twarożek własnej roboty w otulinie z pieczonej papryki


Bardzo polskie, minimalistyczne danko na śniadanko czyli: 

Twarożek jogurtowy własnej roboty 
w otulinie z pieczonej papryki marynowanej w oliwie z oliwek
z dodatkiem świeżego tymianku

z cyklu Dieta dla Grubego.






Żartowałam kochanie!


W lodówce masz jeszcze to.




Smacznego!  






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...