Akademia kulinarnego Mistrzostwa - Świąteczny indyk Magdy Gessler




Mój świąteczny indyk

Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia nie jest łatwy. Wszyscy są przejedzeni, nie bardzo wiedzą, co z sobą zrobić, prezenty wręczone, dzieci się nudzą. Można odnieść wrażenie, że w Polsce święta kończą się na Wigilii, a tradycja świątecznego obiadu właściwie u nas nie istnieje.
Pamiętam świąteczne spotkania w moim rodzinnym domu i najwspanialszego indyka, którego na tę okazję przyrządzała moja mama. Sporo było z nim roboty, ale efekt zawsze przechodził najśmielsze oczekiwania. Pamiętam, że dzień wcześniej trzeba było go zanurzyć w zimnej wodzie, w której już pływały oczyszczone skórki pomarańczy, świeżo starty imbir i sól. Soli do wody sypiemy tyle, jakbyśmy chcieli w niej ukisić ogórki. Po całej dobie takiej kąpieli mama wyjmowała indyka z zalewy, suszyła go bardzo dokładnie ściereczką, po czym z nieco perwersyjną przyjemnością brała do ręki ogromną strzykawkę napełnioną klarowanym masłem i rozpoczynała intrygujące zabiegi kosmetyczne. W operacji tej nie chodziło jednak o wygładzenie indyczych zmarszczek. Mięso indyka jest z natury dość suche, toteż wstrzyknięcie mu pod skórę sporej ilości masła pozwoli na uzyskanie odpowiedniej soczystości dania.

Po tej dość pracochłonnej czynności przystępowaliśmy do przygotowania farszu, w którym kryła się cała magia świątecznego indyka. Potrzebne są: mała chałka namoczona wcześniej w słodkiej śmietance i mleku, dwie wątróbki indycze, usmażone wcześniej na maśle i lekko podpalone koniakiem, pół kilograma dwukrotnie zmielonej cielęciny, kostka masła, dwa całe jajka, duże, suszone morele uprzednio lekko obgotowane w białym winie, białe rodzynki, podprażone i utłuczone migdały, starta skórka z cytryny, pół startego korzenia imbiru, gałka muszkatołowa, biały pieprz i sól. Najpierw ucieramy masło na puch i cały czas miksując, dodajemy żółtka. Pokrojoną w kostkę i schłodzoną wątróbkę mieszamy razem z odciśniętą chałką na jednolitą masę, po czym ostrożnie mieszamy ją z maślaną masą. Tu już lepiej wyłączyć mikser i zrobić to ręcznie, nasze palce pomogą nam określić prawidłową strukturę farszu. Teraz doprawiamy farsz białym pieprzem, gałką muszkatołową i solą, dodajemy dwie łyżki koniaku i lekko mieszamy. W następnej kolejności do farszu wędrują pokrojone na większe kawałki morele i starty imbir. Masa powinna przypominać nieupieczony biszkopt, nie powinna być zbyt gęsta. Bardzo delikatnie mieszamy z nią dwa białka ubite na sztywną pianę i równie delikatnie pakujemy wszystko do wnętrza indyka.

Piekarnik nagrzewamy do 220 stopni, wkładamy do niego nafaszerowanego indyka i po lekkim zrumienieniu skórki zmniejszamy temperaturę do 180 stopni. Podczas pieczenia polewamy go osoloną wodą i tym, co wytopi się z mięsa. Po mniej więcej trzech, czterech godzinach indyk powinien być już gotowy, choć warto to wcześniej sprawdzić patyczkiem. Wyciągamy go na stół w całości, żeby później rytualnie go pokroić na oczach gości dużym, ostrym nożem. Podajemy do niego najcudowniejsze purée z ziemniaków, selera i korzeni pietruszki. Będzie zjawiskowe, jeśli utłuczemy je ręcznie z masłem i mlekiem na małym ogniu, doprawiając je delikatnie gałką muszkatołową. Żadna maszyna w tym przypadku nie zastąpi naszej ręki, a puszystość tego kremowego cuda przypomni nam śnieg, którego za oknem nie ma. Na deser można podać kisiel żurawinowy na winie udekorowany owocem granata, choć równie dobrze sprawdzą się te kilogramy ciast, które pracowicie piekliśmy przez ostatni tydzień.

Autor: Magda Gessler
Wprost
Ilustracja: Jennifer Garant




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za cierpliwość w pokonywaniu antyspamowych zasieków

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...