Zaczynamy od podstaw. Idziemy na truskawki. Zbiory są niewielkie ale wystarczające żeby się dowiedzieć skąd biorą się te pyszne czerwone kuleczki.
W drodze powrotnej zawartość przyczepki nowego traktorka dwukrotnie ląduje w trawie. Nie zniechęcamy się jednak, wszak cel mamy szczytny.
Truskawkowa panna cotta.
W końcu docieramy do kuchni. Niestety musiałam popełnić jakiś błąd dydaktyczny bo Zyzio odmówił wydania truskawek. Próba uprowadzenia przyczepki i zdecydowane
- ja hej tu mam! nie pozostawia złudzeń. Łatwo nie będzie.
Pertraktacje trwają jakiś czas. Negocjuje Kubuś Puchatek i Tygrysek. Bez skutku. Dopiero obietnica ponownej wyprawy do ogrodu załatwia sprawę.
Mamy już wszystko:
1/2 kg truskawek
200 ml śmietanki kremówki
100 g cukru
sok z połowy cytryny
1 łyżka esencji waniliowej
agar agar na 1 l wody (10 g)
Zagotowujemy śmietankę, rozpuszczamy w niej agar.
Obrane i pozbawione szypułek truskawki miksujemy z cukrem, doprowadzamy do wrzenia,
dodajemy sok z cytryny i mieszamy ze śmietaną.
Masę wlewamy do foremek i odstawiamy do lodówki na trzy godziny.
Teraz obiecana wyprawa po jadalne kwiatki do przybrania.
I można jeść. Mniam!
I można jeść. Mniam!
przepyszny przepis i przecudowne wprowadzenie... uśmiałam się :D
OdpowiedzUsuń"Kuchni z Zyziem" ciąg dalszy nastąpi. Ledwo zniknął a już za nim tęsknię! Ale musze się poukładać. Może w niedzielę?
OdpowiedzUsuńA jak Zyzio zareagował na kwiatki? Zawsze mnie ciekawi reakcja dzieci, bo nie mają takich uprzedzeń jak dorośli:)
OdpowiedzUsuńpinkcake; Nie zachęcałam Zyzia do zjedzenia kwiatków w obawie przed późniejszą spontaniczną i niekontrolowaną konsumpcją kwiatków ze żłobkowego trawnika. Ale mamy to w planach.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będzie miał oporów. Zbierał ze mną czarny bez, smażył placuszki i zajadał z ogromnym apetytem.
Pozdrawiam serdecznie.