Flaki w rosole


Świat dzieli się na tych, co lubią flaki i tych, co ich nie wezmą do ust.

Ja należę do tych pierwszych, choć miłość do nich w moim przypadku jest kompletnie nieuzasadniona. Moje pierwsze spotkanie z flakami było traumatycznym przeżyciem i kompletną porażką. 
W czasach, kiedy, decyzja o składzie menu obiadowego polegała na wyborze miedzy zupą z octu a sokiem z brzozy, nabycie żołądka wołowego było jak wygranie BMW w loterii „pusty esemes” A ja zostałam namaszczona.
Ot. Takie spotkanie. Ślepego losu ze ślepą kurą.
Objuczona zdobyczą powlokłam się do domu. Byłam wniebowzięta i dumna z trofeum jak rasowy myśliwy. Stado się ucieszy!
Spadłam na ziemię natychmiast po odklejeniu od niego papieru, w który był zapakowany. Smród, jaki opanował mieszkanie był straszny.
Wiedziałam, że obróbka flaków to nie perfumeria, ale żeby szambo?
Było mi niedobrze.
Niewiele (albo wcale nie) myśląc wpakowałam koszmarny kałdun do pralki i włączyłam program płukania. To tak na początek.
Tylko wypłuczę, pomyślałam. Potem do gara!
Centymetrowa warstwa tłuszczu na okienku w pralce nie pozostawiała złudzeń. Sprawa nie jest zakończona.  Kolejne płukanie, tym razem w ciepłej wodzie. 40 st C powinno wystarczyć. Nie ważne jak się zaczyna tyko jak się kończy! Niestety. Skończyło się tak jak się zaczęło. Warstwa tłuszczu była taka sama tylko jakby bardziej artystycznie rozmazywała się na ściankach. Przypominała spontaniczne nakładanie farby olejnej na szkło rączką trzylatka.
Czas płynął. Nie było czasu na kontemplację artystycznych poczynań pralki. Obiadu na pewno nie będzie. Ale czy zdarzę ją umyć?
Od czego jest program gotowania? 90 stopni plus 2 godziny powinno rozwiązać problem. Jedynie obawa o życie i zdrowie nakazała mi zamiast proszku do prania użycie soli. Dwie godziny oczekiwania i…. kolejny szok. Tłuszcz w roli głównej oblepiał ścianki pralki. Może tylko trochę bardziej rozwinięty, przypominał już prace studentów III roku ASP. Za to Obiekt skurczył się o połowę, poszarzał, przypominał coś na kształt tego, co kopią biedne afrykańskie dzieci zamiast piłki. Był twardy jak kamień, cuchnął okrutnie i .... nie do wiary! Nadal był brudny.

Na obiad był makaron z jajkiem.
Stado początkowo wymownie milczało unikając kontaktu wzrokowego ze świeżo objawionym technologiem żywienia. Z czasem jednak zaczęło wyć i ryczeć co było czytelnym sygnałem, że czas powrotu na jego łono.
Nieszczęsny kałdun wylądował na dachach przylegających do kamienicy garaży i stanowił główne menu kociej stołówki.
A ja nigdy nie zapomnę miny Pana Włodka, który z zawodu był „naprawiaczem pralek” a z zamiłowania „opowiadaczem” i „wymyślaczem dowcipów”
Dziś nie mam wątpliwości, że to właśnie wtedy rozpoczęła się era dowcipów o blondynkach a ja byłam natchnieniem Pana Włodka.

Mimo wszystko nadal bardzo lubię flaki. Nie używam już pralki.
Kupuję flaczki „wyprane” i pokrojone przez producenta.

A oto przepis:

1 kg flaków wstępnie przygotowanych przez producenta 
2 l rosołu wołowego 
3 listki laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego, sól, pieprz, 
1 łyżka majeranku 
1/2 gałki muszkatołowej 
1/2 łyżeczki Imbiru w proszku (często daję świeży do rosołu) 


Na klopsiki: 
1/2 kg cielęciny 
1 jajko 
1 cebula 
2 ząbki czosnku 
Sól i pieprz do smaku 

Jak ktoś lubi to może dodać do farszu wątróbkę drobiową

Flaki gotuję trzykrotnie przelewając gorącą wodą (ok. 60 min)
Miękkie i odsączone zalewam rosołem. Dodaję liście laurowe i ziele angielskie.
Przyprawiam gałką, imbirem, solą i pieprzem.
Gotuję jeszcze wszystko razem 15 min. Doprawiam majerankiem.

W tym czasie przygotowuję klopsiki. Nie są konieczne, ale bardzo wzbogacają całą potrawę.
Mielę cielęcinę z cebulką i czosnkiem, dodaję jajko i kaszkę mannę.
Przyprawiam solą i pieprzem. Dokładnie mieszam.
Formuję malutkie klopsiki i wrzucam do gorącego rosołu. Tylko tyle ile będzie zjedzone. Pozostawione we flakach rozmoczą się i rozsypią zaśmiecając rosół.

Gotuję ok. 5 - 7 min od czasu jak wypłyną na wierzch.









Podaję ze świeżym pieczywem. 





9 komentarzy:

  1. Niezła historia :) Pan Włodek od pralki musiał mieć niezły ubaw :) Ja też należę do tych lubiących flaki i zdecydowanie wolę te lekko obrobione by nie musieć się męczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myszo, piękna jest Twoja historia z pralką. Uwielbiam takie :). Jaką trzeba mieć wyobraźnię, żeby wyprać flaki w pralce!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tarzynka; Bardzo delikatnie to ujęłas. Dziekuje Ci za wyrozumiałosć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myszo, to nie była wyrozumiałość, tylko szczery zachwyt. Historia mnie ubawiła, ale i wprawiła w podziw. Wiem, pralka w tłuszczu to nie jest nic fajnego i nie świadczy o dobrym przewidzeniu skutków. Z drugiej strony takie działanie jest niestereotypowe, twórcze. Tu akurat do końca się nie sprawdziło,ale gdyby... Dzięki takim pomysłom świat idzie do przodu - głęboko w to wierzę. Może dlatego, że w swoim życiu trochę głupot popełniłam :). A wiesz, że stanie wojennym ktoś robił kokosy na kręceniu majonezu w pralce Frani? Podobno.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tarzynko, znam kilka cudownych zastosowań pralki Frania np do robienia masła, ale o majonezie nie słyszałam! Też dobre! W końcu cywilizacja to zbiór wynalazków.
    Pozdrawiam serdecznie. Dziękuję, że wpadłas :-D
    PS
    Zapraszam do udziału w Akcji UMAMI
    Będzie mi bardzo miło.

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja jezdem, Marzynia. Mój wpis był majstersztykiem życiowych przemyśleń oraz wzniósł się na szczyty epickich dokonań (Homer, Utnapisztim i Mickiewicz wysiadają, o ile Ut sam to dyktował, a Homer naprawdę był ślepy a nie bidny analfabeta cichcem mobbingował synową do pisania, coby się litowali nad kalikom)I MNIE GO ZJADŁO!!! Więc zbolała, idę lizać razy (z pomocą piwa) do gawry.
    Causki - Marzynia, miłośnik flaków neverever (nie, wiem, co to znaczy, ale Hurma i Czereda tak mówi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak już z gawry wrócisz, nie daj się zaskoczyć tak jak ten tu: http://kuchennawyspasmakow.blogspot.com/2011/03/kolacja.html
      Lepiej umyj się pod studnią! CaUski

      Usuń
  7. Tu Martik (główny pożeracz z Hurmy & Czeredy). Mamamarzynia dala mi do przeczytania tę historię po czym zaśmiewałyśmy się dziesięć minut :) Ja niestety nie należę do miłośników flaków - może przez zamiłowanie do czystej pralki?
    P.S. Wytłumaczyłam Mamie, że chodziło jej o 'for ever' :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za cierpliwość w pokonywaniu antyspamowych zasieków

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...