Tak to się zaczęło



Piękne wrześniowe popołudnie. Gruby ogląda mecz. Zyzio śpi.
Cicho, sielsko, anielsko.
Pomyślałam, zbyt pięknie by mogło być prawdziwe.
No i wykrakałam!
Jeden krok, siedemnaście stopni w dół i wcielona w życie teoria samosprawdzającej się przepowiedni sprawiła, że znów byłam na ziemi.

Zyzio się nie wyspał, Gruby nie obejrzał meczu,
Białaczek z Filem klnąc, wyrwani z błogostanu pędzili na ratunek.
W końcu wylądowałam w szpitalu.

Diagnoza? Trójkostkowe złamanie lewej stopy.
Terapia? Gips do samego tyłka na 6 tygodni. To na początek.

Wpadłam w histerię.
Dopadła mnie ponura wizja rozległych odleżyn, siniaków na brzuchu po kleksanie, odrostów i strasznych chorób skórnych z powodu niedostatecznej higieny.

Co ja teraz będę robić ??? 
Oszaleję z nudów? Stracę wzrok przed telewizorem?

- Pisz bloga, usłyszałam
- Bloga mówisz?
- A o czym? Bezmyślnie "grzebałam w bombie"
O siedmiu górach nieszczęścia, siedmiu morzach łez wylanych na gipsową zbroję sponiewieranego przez życie i schody połamańca 
- kpiła moja lepsza połowa.

Pokazałam mu język.
Na chwilę zerwałam stosunki werbalne z moim doradcą personalnym. 
Ale to jego "pisz bloga" jak szatański chichot przemykało w głowie między uszami w doskonałej jakości stereo. 
Wkurzył mnie, ale niestety zdążył zapłodnić. Jak zwykle dotykał moich czułych miejsc.
Chciałam się zemścić. Potrzebowałam krwi.
Ja Ci dam bloga !!!
Będziesz miał bloga !!!
I nie będzie to blog o nieszczęściach co chodzą po ludziach parami. 
Ten będzie o miłości. I to nie o miłości do Ciebie, syczało moje wewnętrzne ja. 
Nie jesteś jedyną miłością mojego życia! Tupała moja zdrowa noga.

Następnego dnia pomknęłam na wstecznym biegu po znajomych mi dobrze schodach dobrać się do zawartości białej szuflady. 
Otwierałam pożółkłe pudełka pełne starych przepisów, wycinków z gazet, karteluszek z menu, 
które kiedyś układałam z okazji spotkań towarzyskich tych wielkich i tych mniejszych, 
przepisów babć, mam i przyjaciółek. 
Nazbierało się tego sporo. 
Okazało się, że wiodłam bardzo bogate życie kulinarne. 
Na pewno wystarczy na taki "mały terapeutyczny pamiętnik kulinarny" 

Wracały wspomnienia. Noga w gipsie robiła się coraz cieplejsza. 
Już nie byłam wściekła. Miałam sposób na przetrwanie. 





Tylko buty muszą poczekać do wiosny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za cierpliwość w pokonywaniu antyspamowych zasieków

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...